Wybierając się na film Margarethe von Trotta Hannah Arendt, bardziej się obawiałam, niż odczuwałam ekscytację. Zastanawiałam się, jak kino może oddać postać kobiety filozofa czy - jak sama zwykła siebie nazywać - teoretyka polityki, której myśl jest tak intensywnie obecna we współczesnym dyskursie metapolitycznym. Arendt żywiła silne przekonanie o powtarzalności wydarzeń, a za jedyny sposób na uchronienie się przed błędami przeszłości, uważała krytyczne myślenie. Jej dziedzictwem jest więc ciągłe rozczytywanie pozostawionej przez nią filozofii we współczesnych kontekstach. I tak się dzieje. Arendt jest wciąż czytana, słuchana, a nawet oglądana (online dostępne są fragmenty wywiadów). Jak więc zastąpić jej twarz inną, jak odtworzyć charakterystycznie zachrypnięty głos? Chyba jedynie papieros w dłoni jako stały atrybut filozofki nie może budzić kontrowersji. Dodatkowo problematyka społecznej odpowiedzialności, roli jednostki, banalności zła, prawdy i polityki podana na sposób filozoficzny przy użyciu wypracowanego, ale i hermetycznego aparatu pojęciowego, nie wydaje się być bardzo "kinowa".
Showing posts with label filozofia człowieka. Show all posts
Showing posts with label filozofia człowieka. Show all posts
21 January 2013
Hannah Arendt (film)
Hannah Arendt (2012); reżyseria: M. von Trotta; scenariusz: M. von Trotta, P. Katz; produkcja: Francja, Kanada, Niemcy, Izrael.
02 January 2012
Czas ucieka, wieczność czeka...

Wadowice, Polska: inskrypcja na zegarze słonecznym (źródło)
Tak rozumiem to zdanie:
Czas jest tym, co ucieka. Przelewa się przez palce. Niknie. Nie może nie uciekać. Czas jest uciekający, a to, co uciekające – wskazuje na czas.
Czas nie ucieka „sobie”, lecz temu, kto żyje w odniesieniu do czasu – kto właściwie sam jest czasowy (by nie rzecz: na chwilę). Ucieka temu, kto chciałby go zatrzymać, utrwalić, i w tym trwaniu pozbawić go jego uciekającej istoty. Ucieka człowiekowi.
Wieczność jest tym, co czeka. Nie może nie czekać. Wieczność jest czekająca, a to, co czekające – wskazuje na wieczność. Nie czeka „na nas” ani „nas kiedyś”, nie na siebie ani coś innego poza sobą, lecz w sposób trwały i czysty: czeka zawsze i na nic. Wieczność jest tym, co czekające w nas, a skoro czekające w tym, co czasowe, to czekające tak, by nas unicestwić.
Wieczność nas stale unicestwia, wskazując na Nic naszej istoty.
(Więcej – aczkolwiek w podobnym tonie – tutaj).
Labels:
czas,
filozofia człowieka,
Mikołaj Małecki,
Polski,
wieczność
19 December 2011
Faktyczne źródło zła
Jakiś czas temu w innym miejscu miałem okazję pogadać sobie nieco na temat źródła zła. Problem bywa często niewłaściwie stawiany. Niekiedy nawet do tego stopnia, że sam diabeł zaczyna się nami interesować (jak bowiem wiadomo, tkwi on w szczegółach).
Skąd zło w Bożym świecie? – zastanawia się Zofia Sajdek. Odpowiadam: z wolenia.
Odpowiedź – jak widać – jest raczej prosta, a w swej prostocie po prostu piękna:
„Złem” nazywam to, co krępuje wolę. Jednakże krępuje ją nie tak, że – jako coś istniejącego – „zło” miałoby się narzucać człowiekowi i podporządkowywać go sobie, zmuszając do ucieczki w wolenie czegoś innego, lecz tak, że owo skrępowanie woli pochodzi od człowieka, z uwagi na samo wolenie przez niego czegoś innego.
Ponieważ to, co nie „znajduje się” w zasięgu konkretnej woli czegoś innego, stoi już jednak obok człowieka jako nagi fakt, uważa go człowiek za coś krępującego wolę, co ta musiałaby najpierw wyeliminować, aby móc podążać w stronę swego spełnienia.
Wolenie (z góry już objuczonego wartością) czegoś innego przybiera postać nie-wolenia tego, co przebywa pośród nas, a czemu w związku z tym nadaje się wartość negatywną. To-negatywne, to istniejące zło musi zostać wyeliminowane, aby ludzka wola czegoś innego wyzwoliła się z krępujących ją kajdan bytu w drodze do swojego zaspokojenia.
W ten oto sposób „zło” staje się: 1) tym, co jest, 2) tym, co można tropić w świecie i 3) tym, co można usunąć, na przykład przez różnego rodzaju wyrafinowane „polityki” społeczne i kryminalne.
Tymczasem to, co jest – nagi fakt – stoi obok człowieka w pokorze swej absolutnej bezwartościowości.
Swoje „złe” samopoczucie uzasadniamy ogarniającym nas zewsząd złem, podczas gdy to, co zewsząd ogarniające, dopiero staje się tym, co złe, z powodu naszego samopoczucia.
(Szerzej za ten temat – raczej w luźnej formule – tutaj).
Skąd zło w Bożym świecie? – zastanawia się Zofia Sajdek. Odpowiadam: z wolenia.
Odpowiedź – jak widać – jest raczej prosta, a w swej prostocie po prostu piękna:
„Złem” nazywam to, co krępuje wolę. Jednakże krępuje ją nie tak, że – jako coś istniejącego – „zło” miałoby się narzucać człowiekowi i podporządkowywać go sobie, zmuszając do ucieczki w wolenie czegoś innego, lecz tak, że owo skrępowanie woli pochodzi od człowieka, z uwagi na samo wolenie przez niego czegoś innego.
Ponieważ to, co nie „znajduje się” w zasięgu konkretnej woli czegoś innego, stoi już jednak obok człowieka jako nagi fakt, uważa go człowiek za coś krępującego wolę, co ta musiałaby najpierw wyeliminować, aby móc podążać w stronę swego spełnienia.
Wolenie (z góry już objuczonego wartością) czegoś innego przybiera postać nie-wolenia tego, co przebywa pośród nas, a czemu w związku z tym nadaje się wartość negatywną. To-negatywne, to istniejące zło musi zostać wyeliminowane, aby ludzka wola czegoś innego wyzwoliła się z krępujących ją kajdan bytu w drodze do swojego zaspokojenia.
W ten oto sposób „zło” staje się: 1) tym, co jest, 2) tym, co można tropić w świecie i 3) tym, co można usunąć, na przykład przez różnego rodzaju wyrafinowane „polityki” społeczne i kryminalne.
Tymczasem to, co jest – nagi fakt – stoi obok człowieka w pokorze swej absolutnej bezwartościowości.
Swoje „złe” samopoczucie uzasadniamy ogarniającym nas zewsząd złem, podczas gdy to, co zewsząd ogarniające, dopiero staje się tym, co złe, z powodu naszego samopoczucia.
(Szerzej za ten temat – raczej w luźnej formule – tutaj).
Labels:
etyka,
filozofia człowieka,
Mikołaj Małecki,
Polski,
wola,
zło
03 December 2011
Skąd zło w Bożym świecie?
-->
Klasyczny problem teodycei przedstawia się następująco: jeśli Bóg rzeczywiście jest zarazem kochający i wszechmocny, dlaczego nie przeciwdziała złu i cierpieniu w świecie? Przecież wie o tym, co się dzieje, nie może tego chcieć i potrafi ten stan naprawić. W odpowiedzi albo rezygnuje się z idei Boga Stwórcy, albo z jednego z wymienionych Bożych przymiotów. Zawsze można też odmówić zmierzenia się z problemem, uznając Bożą niepoznawalność, czyli przyznając Tajemnicy autonomiczną przestrzeń w racjonalnym dyskursie. Atoli wszystkie wymienione możliwości wydać się mogą co najmniej niesatysfakcjonujące.
Jedną ze słynnych odpowiedzi na pytanie o milczenie Boga – tym razem w obliczu zbrodni Holokaustu – przedstawił Hans Jonas: doskonały Bóg, podobnie jak w żydowskiej koncepcji cimcum, wyrzekł się swojej wszechmocy, by zrobić miejsce dla człowieka i jego wolności; stąd w przestrzeni bez Boga mogło rozplenić się zło. Co jednak, jeśli przyjmiemy, że Bóg nie jest doskonały, bo to Jego wyrzeczenie nie było dobrowolne tudzież okazało się nieodwracalne? A skoro tak, to czy godzi się obnażać Boże niedoskonałości?
Przed popełnieniem zbrodni demaskacji ucieka biblijny Hiob. Gdy po wszystkich zesłanych niedolach przemawia doń Bóg, Hiob zaprzestaje narzekań na swój wypełniony cierpieniem los. Uznaje się, że Hiob, milcząc, uznaje niezbadaność wyroków Wszechmocnego. Jednak, zdaniem Slavoja Žižka, Hiob milknie podczas ostatniej mowy Boga z zupełnie innego powodu: to moment, w którym zdaje sobie sprawę z Bożej impotencji – i zachowuje to spostrzeżenie dla siebie. Doświadczywszy Bożej bezsilności, ukrywa wstydliwy fakt, z miłości do Niego.
Nie ulega wątpliwości, że człowiek doświadcza zła i cierpienia każdego dnia swego życia. Nic nie jest takie, jak być powinno – a mimo to, sądząc ze statystyk, przyjęcie postawy ateistycznej wydaje się wymagać niemałego wysiłku. Dlaczego ludzie, wbrew wszelkim niepowodzeniom, traktują świat jak partnera dialogu, implicite uznając obecność Mind of God? Czy tylko po to, by „uratować ukochanego Innego od hańby”*? To pytanie pozostawię otwarte.
Labels:
filozofia Boga,
filozofia człowieka,
Polski,
Zofia Sajdek
23 August 2011
O ZALETACH I WADACH MYŚLENIA O ŚMIERCI
Lubię moje obecne życie i tak sobie myślę, że gdyby starczyło mi czasu, osiągnęłabym w trakcie jego trwania, wszystko. WSZYSTKO. Tak naprawdę jedynym czynnikiem, który nas ogranicza, jesteśmy my sami, nasze umysły. I śmierć. Śmierć rozumiana jako regres, brutalne przerwanie constans continuum, koniec stanowiący odwieczne wyzwanie dla człowieka.
Jedni z nią walczą, inni godzą się z zaistniałymi faktami, inni z kolei pilnie się do niej przygotowują, aby ich nie zastała nagle, niczym te biblijne nieroztropne panny, które nie wzięły ze sobą oliwy do lamp. Religia ad re na tym lęku zbudowała fundament swojego jestestwa i obiecując życie wieczne, przygotowuje rzesze wiernych na tzw. sąd ostateczny. Niewierzący z kolei negują jakiekolwiek życie po śmierci (fascynujący oksymoron, zdaje się!), uważają przeto, że naszą obecną egzystencją musimy kierować rozumnie, a samym życiem cieszyć się (carpe diem). Istnieje również trzecia alternatywa, mająca w zamyśle jej autorów stanowić consensus dla dwóch powyższych, a mianowicie opisywana m.in. przez Wernera Huemer’a teoria innego wymiaru, wg której po śmierci znajdziemy się po prostu w całkiem innym świecie, innej rzeczywistości (andere Dimension). Nie można jej wszak opisać czy też porównać do czegoś nam znanego, na jej istnieje wskazują za to wyniki badań osób, które przeżyły śmierć kliniczną. Wymysł? Objaw strachu? Negacja nieuchronnego? Szkoda tego życia dla śmierci…
Labels:
aktywność,
filozofia człowieka,
Patrycja Kniejska,
Polski,
religia,
śmierć,
starość,
Tomasz Mann
25 May 2011
CZY STAROŚĆ TO FIKCJA?
Człowiek rozbudowuje siebie - względnie poddaje się rozbudowie - przez całe życie. Jest fascynującą, nieskończoną konstrukcją, kreowaną na podstawie konkretnego projektu. Materiały budowlane, z których ma się ona składać, posiadają różnego rodzaju strukturę i jakość, a poszczególne jej elementy tworzone są we właściwym sobie czasie. Ów projekt, czyli biografia matuzalema, ma ogromny wpływ na sposób funkcjonowania seniora w jesieni życia. Warto sobie jednakowoż zadać pytanie, czy summa summarum coś takiego jak jesień życia w ogóle istnieje… Jako termin poetycki – owszem, jako konstrukt społeczny – nie przeczę, ale z racjonalnego, pragmatycznego punktu widzenia?
05 April 2011
o Adamie współczesnym (1)
Etiuda filmowa "Stacja M12", reż. F.Bazyan (film poniżej)
Simply she stands at the cathedral’s
great ascent, close to the rose window,
with the apple in the apple-pose,
guiltless-guilty once and for all…
Eve, R.M. Rilke
Symbol daje do myślenia – P. Ricoeur
Zadumanie pierwsze. Niewiasta spostrzegła, że może to być rozkoszą dla oczu, że może dawać poznanie dobrego i złego. Zapytała więc: czy chcesz zobaczyć moją śmierd? Miast „skosztuj” – zwykłe „patrz”, owoc (malum) zerwany z drzewa mądrości. „Nie”. Bezimienny Adam pozostał w swoim raju.
Zadumanie drugie. Zastygła w oczekiwaniu na ratunek Ewa – płacąca dług niezawinionej winy od zarania ludzkości. Prosząca ciałem o ratunek inny od ostatecznego. Samotna z wypalonym piętnem grzechu pierworodnego. Wytrąć jej jabłko z dłoni… Nie wytrącił. Ona winna na zawsze, po kolejny i kolejny koniec.
Labels:
etyka,
filozofia człowieka,
Maja Niestroj,
Polski
22 February 2011
Czy perfekcjonizm może boleć?
Oficjalna interpretacja Hymnu o Miłości św. Pawła sugeruje, iż miłości idealnej, samospełnienia człowiek na ziemi nie osiągnie. Nieoficjalne, najczęściej zsekularyzowane interpretacje zwykle usilnie polemizują z tą pierwszą. Czy naprawdę o to idzie? Czy perfekcjonizm i doskonałość są na tyle atrakcyjne, by poświęcać im swoje życie? Czy nie krzywdzimy drugiego, polerując swój wizerunek, ustawicznie go ulepszając; kompulsywnie uważając, by ktoś nie odkrył naszej słabości? Dlaczego się siebie wstydzimy?
Abstrahując od wyjaśnień stricte psychologicznych względnie psychoanalitycznych, uważam, iż dążenie to implikowane jest lękiem człowieka. Boimy się braku akceptacji, odrzucenia, krytyki, wyśmiania. Jesteśmy wrażliwi – boimy się bólu. Im bardziej perfekcyjni, tym mnie narażeni na niebezpieczeństwa czyhające na nasze ego. Im więcej znamy metod na udoskonalenie siebie, tym pewniejsi jesteśmy. Im bardziej jesteśmy doskonali, tym mniej ufamy innym, tym rzadziej wierzymy, że są okazje, kiedy możemy być sobą, kiedy mamy możliwość pełnić najbliższą nam rolę społeczną – nas samych. Tak bardzo jesteśmy przekonani o magicznej sile ideału, że z czasem oczekujemy go od innych. Anonse matrymonialne: „Poszukuję takiej, o takich, z takimi”, profile internetowe: „Jestem taka, taka i tylko taka”, seminarium duchowne: „Dla tych, tamtych, ale dla nich nie”, życie wieczne: „Wyłącznie dla was, ale pod warunkiem…”. Co się dzieje, kiedy dziwnym trafem nie znajdujemy ideału lub gdy ktoś odkryje, że jesteśmy zwyczajni? Złość, gniew, zaprzeczenie, zrównanie z ziemią, smutek, zdziwienie, nierozumienie… Czy perfekcjonizm może boleć? Może. Bardzo. Czy można kochać/ lubić kogoś za to, jaki jest naprawdę? Można. Bardzo. Czerpmy z filozofii…
Tadeusz Bartoś w wielu swoich publikacjach nawiązuje do wizji świata zaproponowanej przez Tomasza z Akwinu[1]. Opisywał on Boga jako największą Wolność i Miłość. Miłość w tym sensie, że daje człowiekowi wszystko i nic Go w tej materii nie ogranicza. Wolność zaś, którą się w tym działaniu kieruje, ma zachęcić człowieka do szukania prawdy na własną rękę, bez podporządkowywania się innym. Tomasz uważał, że wszystko co robimy, jest implikowane dobrem ogólnym, które nas niejako przyciąga. Jednocześnie posiadamy wrodzony dar podejmowania autonomicznych decyzji, które in re mają owo dobro mnożyć. Tomasz twierdzi, że tylko ci są wolni, którzy dokonują samodzielnych wyborów – ten atrybut upodabnia ich do Boga. Jak pisze Bartoś, nawiązując do Leszka Kołakowskiego: „Człowiek nie może być wolny, jeśli zasadą jego postępowania nie jest jego sumienie, a jedynie przyjęte z góry zasady jakiegoś kodeksu etycznego (…). Tak bowiem może być ukształtowana raczej bezmyślność, ślepe i bierne posłuszeństwo, życiowa reaktywność”[2]. A czymże innym jest perfekcjonizm, jak nie wyłącznie zastosowanym algorytmem?... A czymże innym jest doskonałe życie, jak nie wyłącznie nudną egzystencją?...
„Bieg życia ludzkiego jest wytyczony, droga natury jest jedna i prosta; w każdym okresie życia człowiek ma inne, właściwe wiekowi cechy: jako dziecko jest nieporadny, w młodości – śmiały i porywczy, w wieku męskim nabiera już powagi, na starość staje się w pełni dojrzały”[3]. Dojrzały nie znaczy doskonały. Pamiętać o złotym środku…
Żyjesz czy tylko oddychasz?
Nie czyńmy zatem życia bardziej nudnym i bolesnym, niż jest. Na zdrowie!
patrycja.kniejska@onet.eu
[1] Zob. T. Bartoś, Metafizyczny pejzaż: świat według Tomasza z Akwinu, Homini, Kraków 2006, s. 48-83.
[2] Idem, Wolność, równość, katolicyzm, W.A.B., Warszawa 2007, s. 82.
29 September 2010
Słów kilka o muzyce (cz. 3)
W naszej ludzkiej społeczności da się zaobserwować interesujące zjawisko, polegające na nieumiejętności oddzielenia tego, co pod pewnym względem ogólne i abstrakcyjne, od przyziemnego konkretu - tego, co wręcz wulgarnie namacalne. Na przykład: formułujemy jakąś myśl, albo uzasadniamy jakiś pogląd, co stanowi samo w sobie czystą gierkę intelektualną, bez potrójnych den czy ukrytych zamiarów. Ale nie: człowiek myślący "konkretami" uzna nasze abstrakcyjne dywagacje przede wszystkim za NASZE, tak jakbyśmy trzymali już oburącz kij baseballowy i gotowali się do uderzenia. Dobry polityk nie mówi za siebie, z czego wynika niejednokrotnie wielkie zdziwienie wśród osób, które osobiście poznają jakiegoś polityka w "codziennych" okolicznościach. Tutaj także liczy się myśl, idea, dla której człowiek jest tylko w pewnym sensie medium (np. szeregowy polityk jest medium dla partii). Nasze internetowe pogawędki o feminizmie, indukcji i seksie także "żyją własnym życiem" i uniezależniły się już od swoich stwórców. Tendencja, o której mówię, jest w przypadku naszego bloga nieodpartą pokusą konfrontowania tekstu z informacją o jego AUTORZE.
Egzemplifikacją wymienionego zjawiska na polu twórczości muzycznej jest skupienie uwagi na osobie "gwiazdy" - "szołmena", wykonawcy - z jednoczesnym zarzuceniem przedmiotu jego działalności - muzyki. Na marginesie można dodać, że w tym prawdopodobnie tkwi sens potocznego określenia "Gwiazda" - ta/ten, która/y świeci, błyszczy, na którą/którego wszyscy kierują swoją uwagę. W tym wypadku ważna jest konkretna gwiazda, a nie subtelna czynność każdej z nich - świecenie. Liczy się podskakujący szołmen, nie zaś utwór, tekst piosenki, talent wokalny. W naturalny sposób współbrzmi to ze specyfiką naszych informatycznych czasów. Interesuje nas to, jak gwiazda wygląda, w co się ubiera, z kim sypia, co jada, w jakim rejonie świata spędza wakacje, itd. Chcąc nie chcąc muzyka jest na wiele sposobów zasłonięta: scenerią koncertu, postacią wykonawcy, teledyskiem. Chyba nie bez racji dawno temu Heraklit nazwał oczy "dokładniejszymi świadkami" niż uszy. Włączam piosenkę na youtubie i przecież nie odwrócę się na krześle, nie zgaszę monitora: dzisiaj piosenek się nie słucha, lecz się je ogląda.
Dobry "szołmen" (czytaj: dobry strateg) oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że "muzyczny szoł" (cywilizowana namiastka orgii) zaspokaja stadne potrzeby człowieka, a ponieważ lepiej jest dla niego mieć na koncercie tłum ludzi niż garstkę melomanów, musi sprostać "wygórowanym" wymaganiom tłumu. Naturalną więc rzeczą będzie dążenie do zaspokojenia potrzeb tłumu: nagość (por. odzienie niektórych żeńskich Gwiazd z rodzimego podwórka), hałas, alkohol, rzesza ludzi "umiejących się dobrze bawić", do czego plenerowy koncert jest doskonałą okazją. Muzyka tutaj oczywiście się nie liczy, to znaczy uwzględniając żelazne prawa popytu przestaje się liczyć dla tego artysty, który umie liczyć.
Tymczasem sama muzyka jest już wszystkim. W omawianym kontekście muzyka jest tym, co ogólne, abstrakcyjne, co mówi samo za siebie bez udziału wielobarwnej otoczki. Gdy rozsypie się "szoł" - co pozostanie? To odróżnia muzyka od "szołmena", że pierwszy pragnie służyć muzyce, drugi chce mieć na usługach pozory muzyki.
Pozostaje tylko pytanie: co wolimy? Śmiertelny konkret czy muzykę?
Labels:
czynność,
filozofia człowieka,
filozofia poznania,
Mikołaj Małecki,
Muzyka,
Polski
15 August 2010
metapost czyli Graff na bis (polemicznie)
w odniesieniu do: kilka slow o kobiecości, osobiście
Wszystko zaczęło się od pewnego wywiadu*, gdzie Agnieszka Graff operuje sformułowaniami: "odcieleśniony umysł" oraz "ciało do spożycia". Po lekturze posta (nie wywiadu) zgodziłam się zarówno z jego Autorką jak i komentatorem, ze jest to ujęcie w bardzo kartezjańskim stylu, jedynie siekiera została dodatkowo naostrzona feminizmem...
Czy byłoby ono jednak aż tak fatalne?
W pierwszym odruchu zapragnęłam obronić samego Kartezjusza, gdyż to jego cogito dało perspektywę dla mówienia: ja - mens, ja - człowiek wątpiący i sądzący, myślący racjonalnie. Bez względu na to, jak w historii filozofii niewygodny stał się dualizm res cogitans i res extensa, to jednak sama możliwość takiego przedstawienia -odcieleśnionego umysłu - otworzyła drogę dyskursowi o wartościach uniwersalnych, porzucając już na poziomie założeń ograniczenia płynące z istoty cielesności.
Stąd tez i moja weekendowa przygoda sentymentalna z Rene Descartes, jego Rozprawą o metodzie i Medytacjami o pierwszej filozofii (post poniżej).
Wszystko zaczęło się od pewnego wywiadu*, gdzie Agnieszka Graff operuje sformułowaniami: "odcieleśniony umysł" oraz "ciało do spożycia". Po lekturze posta (nie wywiadu) zgodziłam się zarówno z jego Autorką jak i komentatorem, ze jest to ujęcie w bardzo kartezjańskim stylu, jedynie siekiera została dodatkowo naostrzona feminizmem...
Czy byłoby ono jednak aż tak fatalne?
W pierwszym odruchu zapragnęłam obronić samego Kartezjusza, gdyż to jego cogito dało perspektywę dla mówienia: ja - mens, ja - człowiek wątpiący i sądzący, myślący racjonalnie. Bez względu na to, jak w historii filozofii niewygodny stał się dualizm res cogitans i res extensa, to jednak sama możliwość takiego przedstawienia -odcieleśnionego umysłu - otworzyła drogę dyskursowi o wartościach uniwersalnych, porzucając już na poziomie założeń ograniczenia płynące z istoty cielesności.
Stąd tez i moja weekendowa przygoda sentymentalna z Rene Descartes, jego Rozprawą o metodzie i Medytacjami o pierwszej filozofii (post poniżej).
14 August 2010
osierocona myśl kartezjańska (dialektycznie)
w odniesieniu do: kilka slow o kobiecości
Teza: traktowanie człowieka w kategorii "odcieleśnionego umysłu" oraz "ciała do spożycia" jest sprzecznym z rzeczywistością intelektualnym pokłosiem kartezjańskiego podziału na res cogitans oraz res extensa.
Antyteza: postrzeganie człowieka jako substancji myślącej - przez pryzmat sławnego cogito ergo sum - otwiera drogę dyskusji o ludzkiej godności jako wartości uniwersalnej; daje podwaliny koncepcji indywidualnej wolności oraz odpowiedzialności fundowanej na zdolności do (racjonalnego) myślenia.
Teza: traktowanie człowieka w kategorii "odcieleśnionego umysłu" oraz "ciała do spożycia" jest sprzecznym z rzeczywistością intelektualnym pokłosiem kartezjańskiego podziału na res cogitans oraz res extensa.
Antyteza: postrzeganie człowieka jako substancji myślącej - przez pryzmat sławnego cogito ergo sum - otwiera drogę dyskusji o ludzkiej godności jako wartości uniwersalnej; daje podwaliny koncepcji indywidualnej wolności oraz odpowiedzialności fundowanej na zdolności do (racjonalnego) myślenia.
16 July 2010
kilka słów o kobiecości
1) Poczytuję sobie taki wywiadzik z "Wysokich obcasów.."*** i zastanowiło mnie jedno zdanie: "[Agnieszka Graff:] (...) gapienie się w dekolt jest częścią rozmowy. Ma sprowadzić kobietę na jej miejsce. Intelekt intelektem, ale jesteś ciałem do spożycia". I teraz prosta sprawa: dlaczego redukowanie kobiety do jej ciała jest uprzedmiotawianiem, a traktowanie jej jako "odcieleśniony umysł" (określenie A. Graff) jest ok? W zasadzie odbiór komplementu zależy od tego, kto się z czym utożsamia. A to kwestia gustu. Po co wartościować?
2) Cytuję: "(...) piszesz z oburzeniem, że członek komisji podszedł do ciebie i powiedział: 'Ale pani ślicznie wygląda, Agnieszko'. [Agnieszka Graff:] To był wyraz lekceważenia dla mnie jako odcieleśnionego umysłu. (...) w świecie patriarchalnego uniwersytetu myślą tak: 'Doktorat doktoratem, no ale ładnie wyglądasz (...)'". A gdyby tak się obrażać za komplementowanie kobiecej inteligencji? Bo to odwracanie uwagi od atrakcyjności, bądź co bądź. I uprzedmiotawianie kobiet - sprowadzanie ich jedynie do roli autorek tekstów/partnerek dyskusji. Nie każda musi sobie tego życzyć. W czym jest lepsze narzucanie takiego wzorca kobiecości od promowania tego kojarzonego z tzw. tradycyjnym modelem rodziny?
3) Jeśli każde wyjaśnienie ma swój kres, jeśli ostatecznie odwołujemy się do czegoś nieudowodnionego, jeśli uznanie prawdziwości zawsze na którymś etapie zawiera jako decydujący czynnik poczucie bycia przekonanym - to dlaczego atrakcyjność fizyczna nie miałaby stanowić jednego z argumentów? Nawet podczas najbardziej "intelektualnej" (?!) rozmowy nie jesteśmy mózgami w naczyniu. Liczy się dobór słów, ton głosu, gestykulacja, mimika itd.
4) Jednak z drugiej strony mamy zakorzeniony w języku: "męski umysł" (jako rzekomy komplement dla kobiety), "myśleć jak baba" (albo prowadzić), "śliczny jak dziewczynka" itd. Postulat traktowania rozmówczyni jako "odcieleśnionego umysłu" zapewne jest w dużej mierze jakąś reakcją na to i przeciwwagą.
(Ponumerowałam, bo nie chciało mi się porządkować myśli w tradycyjny sposób).
PS Blog ledwo wystartował, a już się nikomu nie chce pisać? :P
Labels:
emancypacja,
filozofia człowieka,
Polski,
styl życia,
Zofia Sajdek
27 May 2010
Co robi człowiek ze swym "stylem życia"?
Przy okazji kserowania notatek z wykładów rozstrzygnęliśmy dzisiaj (niżej podpisany oraz tajemnicza Z.S.) dwie ważkie kwestie: Czym jest filozofia? Czym jest etyka?
Teza naszej półminutowej debaty głosi:
Filozofia jest opisem/analizą stylu życia człowieka, zaś etyka jest próbą jego [stylu życia] zracjonalizowania/usprawiedliwienia.
Przy odpowiednim zdefiniowaniu pojęcia "styl życia" powyższa teza może okazać się interesująca, a niewykluczone, że nawet trywialna :]
Od najdawniejszych czasów - bezimiennych pierwszych ludzkich mędrców - przez wszystkie wieki aż do dzisiaj, filozof próbuje opisać zmagania człowieka z rzeczywistością. I tylko tyle. W pewnym przeciwieństwie do tego, etyk poszukuje racji usprawiedliwiających - a poprzez to racjonalizujących - określone zachowania ludzi.
Przez "styl życia" człowieka możemy rozumieć - ujmując rzecz w pewnym uproszczeniu - właściwy dla niego sposób odnajdywania się w rzeczywistości.
Co ciekawe, ludzka skłonność do analizy i usprawiedliwiania nie przeczy tak rozumianemu "stylowi życia", lecz pod niego podpada.
Teza naszej półminutowej debaty głosi:
Filozofia jest opisem/analizą stylu życia człowieka, zaś etyka jest próbą jego [stylu życia] zracjonalizowania/usprawiedliwienia.
Przy odpowiednim zdefiniowaniu pojęcia "styl życia" powyższa teza może okazać się interesująca, a niewykluczone, że nawet trywialna :]
Od najdawniejszych czasów - bezimiennych pierwszych ludzkich mędrców - przez wszystkie wieki aż do dzisiaj, filozof próbuje opisać zmagania człowieka z rzeczywistością. I tylko tyle. W pewnym przeciwieństwie do tego, etyk poszukuje racji usprawiedliwiających - a poprzez to racjonalizujących - określone zachowania ludzi.
Przez "styl życia" człowieka możemy rozumieć - ujmując rzecz w pewnym uproszczeniu - właściwy dla niego sposób odnajdywania się w rzeczywistości.
Co ciekawe, ludzka skłonność do analizy i usprawiedliwiania nie przeczy tak rozumianemu "stylowi życia", lecz pod niego podpada.
Labels:
analiza,
filozofia człowieka,
Mikołaj Małecki,
Polski,
racjonalizacja,
styl życia
Subscribe to:
Posts (Atom)