Wybierając się na film Margarethe von Trotta Hannah Arendt, bardziej się obawiałam, niż odczuwałam ekscytację. Zastanawiałam się, jak kino może oddać postać kobiety filozofa czy - jak sama zwykła siebie nazywać - teoretyka polityki, której myśl jest tak intensywnie obecna we współczesnym dyskursie metapolitycznym. Arendt żywiła silne przekonanie o powtarzalności wydarzeń, a za jedyny sposób na uchronienie się przed błędami przeszłości, uważała krytyczne myślenie. Jej dziedzictwem jest więc ciągłe rozczytywanie pozostawionej przez nią filozofii we współczesnych kontekstach. I tak się dzieje. Arendt jest wciąż czytana, słuchana, a nawet oglądana (online dostępne są fragmenty wywiadów). Jak więc zastąpić jej twarz inną, jak odtworzyć charakterystycznie zachrypnięty głos? Chyba jedynie papieros w dłoni jako stały atrybut filozofki nie może budzić kontrowersji. Dodatkowo problematyka społecznej odpowiedzialności, roli jednostki, banalności zła, prawdy i polityki podana na sposób filozoficzny przy użyciu wypracowanego, ale i hermetycznego aparatu pojęciowego, nie wydaje się być bardzo "kinowa".
Film Hannah Arendt broni się, wybierając za motyw
przewodni udział Arendt w procesie Adolfa Eichmana, fakt napisania przez nią
reportaży z tego wydarzenia (pojawiających się początkowo w The New Yorker, by później przybrały one formę książki; polskie wydanie: Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła
(1963), tłum. Adam Szostkiewicz, Znak, Kraków 1987) oraz
kontrowersje, które wybuchły po ich publikacji. Choć w filmie pojawił
się motyw związku z Hedeggerem, to nie został on przedstawiony
sensacyjnie, jak to czynili niektórzy biografwie obu
filozofów. Wykorzystano go raczej do opowiedzenia historii człowieka
wrastającego w myślenie. To, że człowiekiem tym jest kobieta w czasach, gdy na
uniwersytetach dominowali mężczyźni, dodaje tej historii jeszcze jeden
wymiar. Martin Heidegger odgrywa przede wszystkim rolę mistrza, który ćwiczy studentów w myśleniu, stanowiącym rodzaj jednego z
najważniejszych oraz stale dokonywanych życiowych wyborów. W filmie
kieruje do Arendt znamienne słowa: "Denken ist ein einsames Geschäft"
(myślenie to samotne zajęcie) - mają one wybrzmieć w jej życiu bardzo
dosłownie. Po ukazaniu się publicystyczno-filozoficznej książki Eichmann w Jerozolimie - w
której myślicielka wykazuje brak proporcji pomiędzy
przeciętnością nazisty Eichmanna a ogromem zła zbrodni dokonanej na
Żydach, w której nie cofa się przed postawieniem pytaniem o
ewentualną winę samych Żydów (ze wskazaiem na przywódców) godzących się
ze śmiercią, mimo siły tkwiącej w ich liczebności - kolejne środowiska:
uniwersyteckie, żydowskie odwracają się od niej. Prócz zarzutu obrony
zbrodniarza, zarzuca się jej oschłą, filozoficzną próbę analizy okropności,
wyjałowioną z emocji, niegodną humanistki. Arendt rozumie jednak humanizm inaczej - jako przymus krytycznego myślenia, w którym zaprawiała się całe życie. W ten sposób film o niej staje się filmem o etosie myślenia.
***
Obejrzałam ten film z konkretnej perspektywy - studentki filozofii, której postać Hannah Arendt jest znana. Utwierdzona w swego rodzaju przekonaniu, że jest to najbardziej wpływowa myślicielka XXI wieku, wręcz pewna, że pojęcia takie jak "banalność zła" przeniknęły do społecznego krwioobiegu. Tymczasem reakcja niemieckiej widowni po projekcji wyraźnie wskazywała na coś innego - na zadziwienie, zamyślenie i szczere przerażenie koncepcją banalności tego, co najstraszniejsze. Może więc faktycznie trzeba kinowego rozmachu, by zaprosić szerszą publiczność do filozoficznego dyskursu?
No comments:
Post a Comment