Jakiś czas temu w innym miejscu miałem okazję pogadać sobie nieco na temat źródła zła. Problem bywa często niewłaściwie stawiany. Niekiedy nawet do tego stopnia, że sam diabeł zaczyna się nami interesować (jak bowiem wiadomo, tkwi on w szczegółach).
Skąd zło w Bożym świecie? – zastanawia się Zofia Sajdek. Odpowiadam: z wolenia.
Odpowiedź – jak widać – jest raczej prosta, a w swej prostocie po prostu piękna:
„Złem” nazywam to, co krępuje wolę. Jednakże krępuje ją nie tak,
że – jako coś istniejącego – „zło” miałoby się narzucać człowiekowi i
podporządkowywać go sobie, zmuszając do ucieczki w wolenie czegoś innego, lecz
tak, że owo skrępowanie woli pochodzi od człowieka, z uwagi
na samo wolenie przez niego czegoś innego.
Ponieważ to, co nie „znajduje się” w zasięgu
konkretnej woli czegoś innego, stoi już jednak obok człowieka jako nagi fakt,
uważa go człowiek za coś krępującego wolę, co ta musiałaby najpierw
wyeliminować, aby móc podążać w stronę swego spełnienia.
Wolenie (z góry już objuczonego
wartością) czegoś innego przybiera postać nie-wolenia tego, co przebywa pośród
nas, a czemu w związku z tym nadaje się wartość negatywną. To-negatywne, to istniejące zło
musi zostać wyeliminowane, aby ludzka wola czegoś innego wyzwoliła się z
krępujących ją kajdan bytu w drodze do swojego zaspokojenia.
W ten oto sposób
„zło” staje się: 1) tym, co jest, 2) tym, co można tropić w świecie i 3) tym, co można usunąć, na
przykład przez różnego rodzaju wyrafinowane „polityki” społeczne i kryminalne.
Tymczasem to, co jest – nagi fakt – stoi obok człowieka w pokorze swej
absolutnej bezwartościowości.
Swoje „złe” samopoczucie
uzasadniamy ogarniającym nas zewsząd złem, podczas gdy to, co zewsząd
ogarniające, dopiero staje się tym, co złe, z powodu naszego
samopoczucia.
(Szerzej za ten temat – raczej w luźnej formule – tutaj).
No comments:
Post a Comment