Showing posts with label Mikołaj Małecki. Show all posts
Showing posts with label Mikołaj Małecki. Show all posts

02 January 2012

Czas ucieka, wieczność czeka...

Wadowice, Polska: inskrypcja na zegarze słonecznym (źródło)


Tak rozumiem to zdanie:

Czas jest tym, co ucieka. Przelewa się przez palce. Niknie. Nie może nie uciekać. Czas jest uciekający, a to, co uciekające – wskazuje na czas.

Czas nie ucieka „sobie”, lecz temu, kto żyje w odniesieniu do czasu – kto właściwie sam jest czasowy (by nie rzecz: na chwilę). Ucieka temu, kto chciałby go zatrzymać, utrwalić, i w tym trwaniu pozbawić go jego uciekającej istoty. Ucieka człowiekowi.

Wieczność jest tym, co czeka. Nie może nie czekać. Wieczność jest czekająca, a to, co czekające – wskazuje na wieczność. Nie czeka „na nas” ani „nas kiedyś”, nie na siebie ani coś innego poza sobą, lecz w sposób trwały i czysty: czeka zawsze i na nic. Wieczność jest tym, co czekające w nas, a skoro czekające w tym, co czasowe, to czekające tak, by nas unicestwić.

Wieczność nas stale unicestwia, wskazując na Nic naszej istoty.

(Więcej – aczkolwiek w podobnym tonie – tutaj).

19 December 2011

Faktyczne źródło zła

Jakiś czas temu w innym miejscu miałem okazję pogadać sobie nieco na temat źródła zła. Problem bywa często niewłaściwie stawiany. Niekiedy nawet do tego stopnia, że sam diabeł zaczyna się nami interesować (jak bowiem wiadomo, tkwi on w szczegółach).

Skąd zło w Bożym świecie? – zastanawia się Zofia Sajdek. Odpowiadam: z wolenia.

Odpowiedź – jak widać – jest raczej prosta, a w swej prostocie po prostu piękna:

„Złem” nazywam to, co krępuje wolę. Jednakże krępuje ją nie tak, że – jako coś istniejącego – „zło” miałoby się narzucać człowiekowi i podporządkowywać go sobie, zmuszając do ucieczki w wolenie czegoś innego, lecz tak, że owo skrępowanie woli pochodzi od człowieka, z uwagi na samo wolenie przez niego czegoś innego.
Ponieważ to, co nie „znajduje się” w zasięgu konkretnej woli czegoś innego, stoi już jednak obok człowieka jako nagi fakt, uważa go człowiek za coś krępującego wolę, co ta musiałaby najpierw wyeliminować, aby móc podążać w stronę swego spełnienia.

Wolenie (z góry już objuczonego wartością) czegoś innego przybiera postać nie-wolenia tego, co przebywa pośród nas, a czemu w związku z tym nadaje się wartość negatywną. To-negatywne, to istniejące zło musi zostać wyeliminowane, aby ludzka wola czegoś innego wyzwoliła się z krępujących ją kajdan bytu w drodze do swojego zaspokojenia.

W ten oto sposób „zło” staje się: 1) tym, co jest, 2) tym, co można tropić w świecie i 3) tym, co można usunąć, na przykład przez różnego rodzaju wyrafinowane „polityki” społeczne i kryminalne.

Tymczasem to, co jest – nagi fakt – stoi obok człowieka w pokorze swej absolutnej bezwartościowości.

Swoje „złe” samopoczucie uzasadniamy ogarniającym nas zewsząd złem, podczas gdy to, co zewsząd ogarniające, dopiero staje się tym, co złe, z powodu naszego samopoczucia.

(Szerzej za ten temat – raczej w luźnej formule – tutaj).

08 February 2011

Potrzebne są parytety!

Dostałem na ulicy gazetkę "Dlaczego?", nr 2 (126), luty 2011. Artykuł z pierwszej strony: "Jak zdobyć fortunę przed trzydziestką?" (s. 23-33).

Najpierw "Polska liga młodych bogaczy":

M. Popowicz, M. Gralewski, D. Bratko, M. Sadowski, M. Zawisza, M. Matyjaszczyk, K. Cebulski, B. Farjaszewski, A. Drózd.
Następnie "Światowa ekstraklasa młodych krezusów":

M. Zuckerberg, J. Kushner, D. Moskovitz, F. Hariri, A. Mason, E. Saverin, B. Ross, J. Larkins, A. Tew.

Dostrzegam pewną prawidłowość. Sami mężczyźni. (może coś przegapiłem i artykuł miał być o mężczyznach - choć nigdzie nie znalazłem wzmianki na ten temat...)

Wnioski?

Potrzebne są parytety! ;)

01 February 2011

Funkcja matury

Słyszę dziś rano w telewizji, że wiedza potrzebna do zdania matury jest nieprzydatna w życiu. Z drugiej strony, dorośli ludzie nie posiadają elementarnych wiadomości wymaganych od maturzysty. Jedno i drugie sformułowane było w konwencji zarzutu - że taka matura jest niepotrzebna, że powinny wrócić egzaminy wstępne na studia itd. (to tak w skrócie i nieco chaotycznie - ale chyba czujecie, o co chodzi).

To jakieś kompletne nieporozumienie. Wynika z niezrozumienia funkcji matury. Matura nie jest sprawdzianem wiadomości niezbędnych do normalnego życia. Taką wiedzę i umiejętności nabywa się w przedszkolu i pierwszych klasach szkoły podstawowej: czytanie, pisanie, liczenie, robienie kanapek, posługiwanie się igłą i nitką itd. Matura pełni zupełnie inną funkcję. Jak słusznie się mówi, jest to "egzamin dojrzałości" - dodałbym: intelektualnej. Egzamin, który ma zweryfikować: (1) umiejętność celowego przyswojenia sobie pewnego zakresu informacji oraz (2) wykorzystanie go do rozwiązania określonych problemów w sferze pojęć (zadania maturalne). I tylko tyle!

Potem spokojnie można TO wszystko zapomnieć. Ale uwaga: pytanie, CO się zapomina? Zapominamy informacje, konkrety podstawione w miejsce zmiennej: to że w tym-a-tym roku jakiś tam król się koronował, że ten-a-ten bohater epopei powiedział to-a-to, itd. Nie pozbywamy się natomiast dobrze wypracowanych umiejętności: strategii świadomego uczenia się, cierpliwości, organizowania czasu, przetwarzania informacji, odtwarzania teoretycznej wiedzy w sytuacjach praktycznych itd.

Wychodząc z tego założenia wyjaśnia się, czemu ważna jest matura z matematyki - tutaj ćwiczy się właśnie sposób rozumowania na płaszczyźnie abstrakcji.
Po drugie wyjaśnia się, czemu matura jest ważnym sprawdzianem dla osób mających aspiracje, aby studiować na uczelni wyższej. Osoby, które nie nabędą ww. umiejętności na dostatecznym maturalnym poziomie, mogą sobie po prostu nie dać rady z kilkoma/kilkunastoma takimi "maturami" w czasie sesji egzaminacyjnej. Chodzi rzecz jasna o umiejętność nauczenia się - in abstracto - czegokolwiek, a nie o konkretną wiedzę z danej dziedziny.
Po trzecie zarzut, że wiedza maturalna nie jest przydatna w życiu, okazuje się bezsensowny, ponieważ konkretna WIEDZA nie ma tutaj żadnego znaczenia.

06 October 2010

Pytanie o "walkę z dopalaczami"

Zaczęło się bodaj w Częstochowie kilka tygodni temu, gdy okazało się, że lekarze jednego ze szpitalnych oddziałów ratunkowych nie zawiadomili Policji o tym, że na izbę przyjęć trafiło dwóch nastolatków zatrutych "dopalaczami". Lekarze nie widzieli problemu: "To przecież legalnie sprzedawany towar" - uzasadniali [zobacz cały artykuł tutaj]. No i rozpętało się piekło. Najistotniejszym problemem społecznym w Polsce stała się "sprawa dopalaczy".

Nasuwa się w związku z tym wiele interesujących pytań, z konieczności więc można tutaj pobieżnie rozważyć tylko niektóre z nich. A dokładnie jedno: Jakie jest uzasadnienie prowadzonej obecnie "walki z dopalaczami"?

Czy jest to walka ze zjawiskiem społecznym (swoją drogą marginalnym) polegającym na korzystaniu z tej formy "pobudzenia"? Oczywiście, że nie - wtenczas bowiem nie należałoby ścigać "króla dopalaczy", tak jak nie ściga się producentów tak samo legalnego alkoholu, lecz przemawiać do grona użytkowników tego typu środków.

Jest możliwa do przyjęcia druga opcja: walka z samym "królem dopalaczy". W pewnym sensie (a może nawet we właściwym sensie) demokracja zdaje tutaj egzamin: każda forma monopolu jest czymś niepożądanym. Obecnie nie toczy się więc żadna "walka z dopalaczami", lecz walka z monopolem na rynku "dopalaczy".

Kto zazdrości majątku "królowi dopalaczy"?

29 September 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 3)

W naszej ludzkiej społeczności da się zaobserwować interesujące zjawisko, polegające na nieumiejętności oddzielenia tego, co pod pewnym względem ogólne i abstrakcyjne, od przyziemnego konkretu - tego, co wręcz wulgarnie namacalne. Na przykład: formułujemy jakąś myśl, albo uzasadniamy jakiś pogląd, co stanowi samo w sobie czystą gierkę intelektualną, bez potrójnych den czy ukrytych zamiarów. Ale nie: człowiek myślący "konkretami" uzna nasze abstrakcyjne dywagacje przede wszystkim za NASZE, tak jakbyśmy trzymali już oburącz kij baseballowy i gotowali się do uderzenia. Dobry polityk nie mówi za siebie, z czego wynika niejednokrotnie wielkie zdziwienie wśród osób, które osobiście poznają jakiegoś polityka w "codziennych" okolicznościach. Tutaj także liczy się myśl, idea, dla której człowiek jest tylko w pewnym sensie medium (np. szeregowy polityk jest medium dla partii). Nasze internetowe pogawędki o feminizmie, indukcji i seksie także "żyją własnym życiem" i uniezależniły się już od swoich stwórców. Tendencja, o której mówię, jest w przypadku naszego bloga nieodpartą pokusą konfrontowania tekstu z informacją o jego AUTORZE.

Egzemplifikacją wymienionego zjawiska na polu twórczości muzycznej jest skupienie uwagi na osobie "gwiazdy" - "szołmena", wykonawcy - z jednoczesnym zarzuceniem przedmiotu jego działalności - muzyki. Na marginesie można dodać, że w tym prawdopodobnie tkwi sens potocznego określenia "Gwiazda" - ta/ten, która/y świeci, błyszczy, na którą/którego wszyscy kierują swoją uwagę. W tym wypadku ważna jest konkretna gwiazda, a nie subtelna czynność każdej z nich - świecenie. Liczy się podskakujący szołmen, nie zaś utwór, tekst piosenki, talent wokalny. W naturalny sposób współbrzmi to ze specyfiką naszych informatycznych czasów. Interesuje nas to, jak gwiazda wygląda, w co się ubiera, z kim sypia, co jada, w jakim rejonie świata spędza wakacje, itd. Chcąc nie chcąc muzyka jest na wiele sposobów zasłonięta: scenerią koncertu, postacią wykonawcy, teledyskiem. Chyba nie bez racji dawno temu Heraklit nazwał oczy "dokładniejszymi świadkami" niż uszy. Włączam piosenkę na youtubie i przecież nie odwrócę się na krześle, nie zgaszę monitora: dzisiaj piosenek się nie słucha, lecz się je ogląda.

Dobry "szołmen" (czytaj: dobry strateg) oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że "muzyczny szoł" (cywilizowana namiastka orgii) zaspokaja stadne potrzeby człowieka, a ponieważ lepiej jest dla niego mieć na koncercie tłum ludzi niż garstkę melomanów, musi sprostać "wygórowanym" wymaganiom tłumu. Naturalną więc rzeczą będzie dążenie do zaspokojenia potrzeb tłumu: nagość (por. odzienie niektórych żeńskich Gwiazd z rodzimego podwórka), hałas, alkohol, rzesza ludzi "umiejących się dobrze bawić", do czego plenerowy koncert jest doskonałą okazją. Muzyka tutaj oczywiście się nie liczy, to znaczy uwzględniając żelazne prawa popytu przestaje się liczyć dla tego artysty, który umie liczyć.

Tymczasem sama muzyka jest już wszystkim. W omawianym kontekście muzyka jest tym, co ogólne, abstrakcyjne, co mówi samo za siebie bez udziału wielobarwnej otoczki. Gdy rozsypie się "szoł" - co pozostanie? To odróżnia muzyka od "szołmena", że pierwszy pragnie służyć muzyce, drugi chce mieć na usługach pozory muzyki.

Pozostaje tylko pytanie: co wolimy? Śmiertelny konkret czy muzykę?

06 September 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 2)

Posłuchajmy następującej wypowiedzi A. Darskiego (pseudonimem artystyczny "Nergal"):

Gram na gitarze i śpiewam intuicyjnie. Nut uczyłem się kilka razy w swoim życiu, ale mój mózg wypiera tę wiedzę (śmiech). Jestem muzycznym analfabetą, ale mam ten luksus, że w muzyce rockowej komponowanie nie polega na zapisywaniu nut i idealnym ich odgrywaniu. Gram emocjami, sercem, wyobraźnią. [wywiad dla G.W., dostępny tutaj]
A. Darski przyznaje, że jest muzycznym "analfabetą". Czyżby oznaczalo to, że twórczość Nergala nie ma nic wspólnego z muzyką? Bynajmniej. Analfabetą (αναλφαβετος) nazywamy człowieka dosł. "nie znającego liter", a zatem określenie "muzyczny" w wypowiedzi A. Darskiego wskazuje na nieumiejetność czytania nut, co wynika zresztą z kolejnego zdania: w muzyce rockowej komponowanie nie polega na zapisywaniu nut i idealnym ich odgrywaniu. Zapis nutowy - mimo że może ujawnić się w nim muzyka - jest rzeczą wtórną i nieistotną dla prawomocności odniesienia do samej muzyki. Obcowanie z muzyką nie wymaga posiadania umiejetności czytania nut, nie każdy utwór muzyczny musi być zapisany w takiej postaci - podobnie jak analfabetyzm nie oznacza braku zdolności posługiwania się językiem.

Na czym - zdaniem Nergala - polega fenomen jego muzyki rockowej? Mówi on w ostatnim zdaniu z zacytowanej wypowiedzi: Gram emocjami, sercem, wyobraźnią. Zauważmy, że informacja ta została zestawiona ze stwierdzeniem o braku stosowania notacji nutowej, jak gdyby zapisywanie nut i "idealne ich odgrywanie" było w opinii A. Darskiego czymś przeciwstawnym do odgrywania muzyki emocjami, sercem, wyobraźnią. Trudno się z tym zgodzić. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że Mozart w równej mierze co Nergal "grał" emocjami, sercem, wyobraźnią. Nie jest to zatem nic specyficznego dla muzyki rockowej.

Stwierdzenie A. Darskiego: Gram emocjami, sercem, wyobraźnią można przeczytać nieco inaczej. Jeżeli termin "granie" oznacza czynność polegającą na uzewnętrznianiu muzyki poprzez twórczość artystyczną (instrumentalno-wokalną), to aby muzykę rockową można było jeszcze nazywać "muzyką", należy wskazać, które słowa z wypowiedzi A. Darskiego zawierają sens pojęcia "muzyka"? Wydaje się, że są to słowa: emocjami, sercem, wyobraźnią. Muzyka sytuuje się "gdzieś" pomiędzy emocją, uczuciem z jakim podchodzimy do tego, co wydarza się jako utwór instrumentalny, wyobraźnią. W tym ujęciu jest zrozumiałe, dlaczego wiele osób "nie rozumie", "nie czuje", "nie słyszy" danego wykonania (gatunku "muzycznego"). Koresponduje to z wcześniejszą analizą [zobacz tutaj] dotyczącą sentencji Amiela o tym, że "krajobraz jest stanem ducha".

27 July 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 1)

Tym razem nie będzie o męskości i gwałtach. Proponuję temat, który może poruszyć (zbulwersować, rozśmieszyć - wszystko jedno) szersze grono Internautów.

Muzyka. Każdy niby orientuje się, o czym jest mowa, a jednak...

Na dobry początek pewne uwagi natury terminologicznej.

Należy odróżnić gatunek muzyczny od rodzaju hałasu. Nietrudno wskazać egzemplifikacje tej ostatniej kategorii. Jeżeli wiecie, czym jest młockarnia i jaki dźwięk emituje, odpowiedź stanie się jasna.

Należałoby również zróżniczkować czynność słuchania (percepcję fal dźwiękowych) od słuchania muzyki. W zasadzie muzyka nie wymaga słyszenia dźwięków. Słuchać muzykę to iść krakowskimi plantami na zajęcia i odtwarzać w umyśle Concerto Gregoriano Finale czy wyrafinowane kawałki J.S. Bacha. Rzecz jasna nie jest do tego potrzebna żadna empetrójka. (Jak coś mnie kiedyś przejedzie, będziecie znali prawdopodobną przyczynę.) Jest również możliwa sytuacja odwrotna - wyraźny i rejestrowalny przekaz dźwiękowy, połączony z brakiem odczytania przez jego odbiorcę przekazu muzycznego.

W pewnym sensie zapis nutowy utworu już jest muzyką. Witruoz patrzy na taką kartkę i już słyszy, jak to zabrzmi.

Oczywiście, nikt nie twierdzi, że muzyka jest lepsza od hałasu. Co jest lepsze a co gorsze to kwestia indywidualnych preferencji, o tych zaś nie rozmawia się wśród dżentelmenów ;)

***
Może uda się kontynuować ten cykl rozważań - do czego zachęcam - stąd w tytule umieściłem oznaczenie "cz. 1". Dla względnego uporządkowania bloga ewentualne posty "c.d." można oznaczać tą samą nazwą oraz kolejnymi numerami.

27 May 2010

Co robi człowiek ze swym "stylem życia"?

Przy okazji kserowania notatek z wykładów rozstrzygnęliśmy dzisiaj (niżej podpisany oraz tajemnicza Z.S.) dwie ważkie kwestie: Czym jest filozofia? Czym jest etyka?

Teza naszej półminutowej debaty głosi:

Filozofia jest opisem/analizą stylu życia człowieka, zaś etyka jest próbą jego [stylu życia] zracjonalizowania/usprawiedliwienia.

Przy odpowiednim zdefiniowaniu pojęcia "styl życia" powyższa teza może okazać się interesująca, a niewykluczone, że nawet trywialna :]

Od najdawniejszych czasów - bezimiennych pierwszych ludzkich mędrców - przez wszystkie wieki aż do dzisiaj, filozof próbuje opisać zmagania człowieka z rzeczywistością. I tylko tyle. W pewnym przeciwieństwie do tego, etyk poszukuje racji usprawiedliwiających - a poprzez to racjonalizujących - określone zachowania ludzi.

Przez "styl życia" człowieka możemy rozumieć - ujmując rzecz w pewnym uproszczeniu - właściwy dla niego sposób odnajdywania się w rzeczywistości.

Co ciekawe, ludzka skłonność do analizy i usprawiedliwiania nie przeczy tak rozumianemu "stylowi życia", lecz pod niego podpada.

14 April 2010

Ψυχή w myśli Heraklita

Pojęcie duszy pojawia się w zaledwie kilku z zachowanych zdań Heraklita. Niedostatek danych niewątpliwie utrudnia poszukiwanie ostatecznej odpowiedzi na pytanie, jak Heraklit rozumiał pojęcie duszy. Badanie poglądów tego myśliciela może polegać na próbie porównywania informacji pojawiających się w poszczególnych zdaniach, oraz zestawianiu ich z własnym doświadczeniem, z uwzględnieniem specyfiki przekazu myśliciela z Efezu ("filozof ciemny"). Jeżeli zdania Heraklita rzeczywiście stanowią zagadkę, to w pierwszej kolejności należałoby zidentyfikować wszystkie istotne określenia, składające się na charakterystykę omawianego pojęcia. Wstępnie można wymienić następujące cechy duszy:
  1. Dusza jest dymem
  2. Dusza doznaje
  3. Dusza ulatnia się z wilgoci
  4. Dusza ma zdolność wysuszania i wilgotnienia
  5. Nie da się odkryć granic duszy
  6. Do duszy należy logos
  7. Dusze węszą w Hadesie
Po przeanalizowaniu dosłownego znaczenia poszczególnych fragmentów, próbie zestawienia go z własnymi intuicjami czy doświadczeniami językowymi (np. dobrze znane powiedzenie głosi: "nie ma dymu bez ognia"), należałoby spróbować rozszyfrować ukryte znaczenie przekazu Heraklita. Wydaje się, że można wstępnie sformułować następującą hipotezę: dusza jest środowiskiem, w którym ujawniają się pewne funkcje, opisywane przez Heraklita w innych zdaniach (np. logos). Za potraktowaniem duszy jako środowiska mogą przemawiać pojęcia, które pojawiają się w interesującym nas kontekście: ziemia, powietrze, ogień, woda, wilgoć, suchość. Są to pojęcia, które z oczywistych względów służą do opisywania środowiska przyrodniczego, również na co dzień np. w celu określenia, jaka będzie pogoda :) ("uff, jak gorąco" - wskazujemy na wysoką temperaturę itd.). Zdanie Heraklita, w którym człowiek pijany został określony jako mający "mokrą duszę", może wskazywać na to, że wymienione środowisko jest czymś właściwym dla człowieka. W związku z tym, jeżeli środowiskiem logosu jest dusza, to logos Heraklita jest rzeczywistością typową dla człowieka.

Czy powyższa interpretacja jest uzasadniona? Być może uda się na to pytanie odpowiedzieć w trakcie spotkań Koła Naukowego Studentów Filozofii UPJPII. Najbliższe już jutro o godz. 18:00 - poświęcone konfrontacji poglądów na temat duszy u filozofów i teologów.