Showing posts with label filozofia poznania. Show all posts
Showing posts with label filozofia poznania. Show all posts

05 December 2011

na cztery ręce - rozmowy z Fregem

Na podstawie tekstu: G. Frege, "Sens i znaczenie", [w:] Pisma semantyczne.
Z dedykacją dla I roku doktorantów UO.
Głos pierwszy (K.D.):


- Frege, czy zachodzi związek pomiędzy sensem a znaczeniem?

- Frege w swoim artykule rozważa dwie równoważności:1.  a=a oraz 2. a=b.
Żeby dowieść prawdziwości pierwszego nie trzeba więcej niż znajomości języka. Wobec drugiego konieczna jest konfrontacja z rzeczywistością. Aby jaśniej ukazać charakter wyrażeń językowych, Frege dokonuje odróżnienia sensu i znaczenia. Tłumacz, B. Wolniewicz, niemieckie bedeutung tłumaczy jako „znaczenie” ale może jaśniejsze byłoby „odniesienie” ponieważ „znaczenie” pewnego wyrażenia odnosi nas do konkretnego przedmiotu do którego się ono odnosi. Frege posługuje się przykładem księżyca, dla którego wyrażenia znaczeniem jest księżyc. Z kolei sensem, wg Fregego, jest sposób w jaki dany przedmiot jest przedstawiany, np. ów księżyc w lunecie.
A wracając  do równań: pierwsze z nich, czyli a=a będzie identyczne wtedy kiedy zarówno to po lewej jak i to po prawej będą miały to samo znaczenie jak i ten sam sens. Drugie, czyli a=b identyczność uzyska wtedy kiedy będą miały to samo znaczenie ale różnić się będą sensem (dany przedmiot przedstawiać będą pod różnymi aspektami). Odpowiadając na pytanie zawarte powyżej, Frege stwierdza, że to dzięki sensowi możliwe jest określenie znaczenia wyrażenia. Innymi słowy najpierw chwytamy sens a dopiero potem znaczenie.  

29 September 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 3)

W naszej ludzkiej społeczności da się zaobserwować interesujące zjawisko, polegające na nieumiejętności oddzielenia tego, co pod pewnym względem ogólne i abstrakcyjne, od przyziemnego konkretu - tego, co wręcz wulgarnie namacalne. Na przykład: formułujemy jakąś myśl, albo uzasadniamy jakiś pogląd, co stanowi samo w sobie czystą gierkę intelektualną, bez potrójnych den czy ukrytych zamiarów. Ale nie: człowiek myślący "konkretami" uzna nasze abstrakcyjne dywagacje przede wszystkim za NASZE, tak jakbyśmy trzymali już oburącz kij baseballowy i gotowali się do uderzenia. Dobry polityk nie mówi za siebie, z czego wynika niejednokrotnie wielkie zdziwienie wśród osób, które osobiście poznają jakiegoś polityka w "codziennych" okolicznościach. Tutaj także liczy się myśl, idea, dla której człowiek jest tylko w pewnym sensie medium (np. szeregowy polityk jest medium dla partii). Nasze internetowe pogawędki o feminizmie, indukcji i seksie także "żyją własnym życiem" i uniezależniły się już od swoich stwórców. Tendencja, o której mówię, jest w przypadku naszego bloga nieodpartą pokusą konfrontowania tekstu z informacją o jego AUTORZE.

Egzemplifikacją wymienionego zjawiska na polu twórczości muzycznej jest skupienie uwagi na osobie "gwiazdy" - "szołmena", wykonawcy - z jednoczesnym zarzuceniem przedmiotu jego działalności - muzyki. Na marginesie można dodać, że w tym prawdopodobnie tkwi sens potocznego określenia "Gwiazda" - ta/ten, która/y świeci, błyszczy, na którą/którego wszyscy kierują swoją uwagę. W tym wypadku ważna jest konkretna gwiazda, a nie subtelna czynność każdej z nich - świecenie. Liczy się podskakujący szołmen, nie zaś utwór, tekst piosenki, talent wokalny. W naturalny sposób współbrzmi to ze specyfiką naszych informatycznych czasów. Interesuje nas to, jak gwiazda wygląda, w co się ubiera, z kim sypia, co jada, w jakim rejonie świata spędza wakacje, itd. Chcąc nie chcąc muzyka jest na wiele sposobów zasłonięta: scenerią koncertu, postacią wykonawcy, teledyskiem. Chyba nie bez racji dawno temu Heraklit nazwał oczy "dokładniejszymi świadkami" niż uszy. Włączam piosenkę na youtubie i przecież nie odwrócę się na krześle, nie zgaszę monitora: dzisiaj piosenek się nie słucha, lecz się je ogląda.

Dobry "szołmen" (czytaj: dobry strateg) oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że "muzyczny szoł" (cywilizowana namiastka orgii) zaspokaja stadne potrzeby człowieka, a ponieważ lepiej jest dla niego mieć na koncercie tłum ludzi niż garstkę melomanów, musi sprostać "wygórowanym" wymaganiom tłumu. Naturalną więc rzeczą będzie dążenie do zaspokojenia potrzeb tłumu: nagość (por. odzienie niektórych żeńskich Gwiazd z rodzimego podwórka), hałas, alkohol, rzesza ludzi "umiejących się dobrze bawić", do czego plenerowy koncert jest doskonałą okazją. Muzyka tutaj oczywiście się nie liczy, to znaczy uwzględniając żelazne prawa popytu przestaje się liczyć dla tego artysty, który umie liczyć.

Tymczasem sama muzyka jest już wszystkim. W omawianym kontekście muzyka jest tym, co ogólne, abstrakcyjne, co mówi samo za siebie bez udziału wielobarwnej otoczki. Gdy rozsypie się "szoł" - co pozostanie? To odróżnia muzyka od "szołmena", że pierwszy pragnie służyć muzyce, drugi chce mieć na usługach pozory muzyki.

Pozostaje tylko pytanie: co wolimy? Śmiertelny konkret czy muzykę?

06 September 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 2)

Posłuchajmy następującej wypowiedzi A. Darskiego (pseudonimem artystyczny "Nergal"):

Gram na gitarze i śpiewam intuicyjnie. Nut uczyłem się kilka razy w swoim życiu, ale mój mózg wypiera tę wiedzę (śmiech). Jestem muzycznym analfabetą, ale mam ten luksus, że w muzyce rockowej komponowanie nie polega na zapisywaniu nut i idealnym ich odgrywaniu. Gram emocjami, sercem, wyobraźnią. [wywiad dla G.W., dostępny tutaj]
A. Darski przyznaje, że jest muzycznym "analfabetą". Czyżby oznaczalo to, że twórczość Nergala nie ma nic wspólnego z muzyką? Bynajmniej. Analfabetą (αναλφαβετος) nazywamy człowieka dosł. "nie znającego liter", a zatem określenie "muzyczny" w wypowiedzi A. Darskiego wskazuje na nieumiejetność czytania nut, co wynika zresztą z kolejnego zdania: w muzyce rockowej komponowanie nie polega na zapisywaniu nut i idealnym ich odgrywaniu. Zapis nutowy - mimo że może ujawnić się w nim muzyka - jest rzeczą wtórną i nieistotną dla prawomocności odniesienia do samej muzyki. Obcowanie z muzyką nie wymaga posiadania umiejetności czytania nut, nie każdy utwór muzyczny musi być zapisany w takiej postaci - podobnie jak analfabetyzm nie oznacza braku zdolności posługiwania się językiem.

Na czym - zdaniem Nergala - polega fenomen jego muzyki rockowej? Mówi on w ostatnim zdaniu z zacytowanej wypowiedzi: Gram emocjami, sercem, wyobraźnią. Zauważmy, że informacja ta została zestawiona ze stwierdzeniem o braku stosowania notacji nutowej, jak gdyby zapisywanie nut i "idealne ich odgrywanie" było w opinii A. Darskiego czymś przeciwstawnym do odgrywania muzyki emocjami, sercem, wyobraźnią. Trudno się z tym zgodzić. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że Mozart w równej mierze co Nergal "grał" emocjami, sercem, wyobraźnią. Nie jest to zatem nic specyficznego dla muzyki rockowej.

Stwierdzenie A. Darskiego: Gram emocjami, sercem, wyobraźnią można przeczytać nieco inaczej. Jeżeli termin "granie" oznacza czynność polegającą na uzewnętrznianiu muzyki poprzez twórczość artystyczną (instrumentalno-wokalną), to aby muzykę rockową można było jeszcze nazywać "muzyką", należy wskazać, które słowa z wypowiedzi A. Darskiego zawierają sens pojęcia "muzyka"? Wydaje się, że są to słowa: emocjami, sercem, wyobraźnią. Muzyka sytuuje się "gdzieś" pomiędzy emocją, uczuciem z jakim podchodzimy do tego, co wydarza się jako utwór instrumentalny, wyobraźnią. W tym ujęciu jest zrozumiałe, dlaczego wiele osób "nie rozumie", "nie czuje", "nie słyszy" danego wykonania (gatunku "muzycznego"). Koresponduje to z wcześniejszą analizą [zobacz tutaj] dotyczącą sentencji Amiela o tym, że "krajobraz jest stanem ducha".

27 July 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 1)

Tym razem nie będzie o męskości i gwałtach. Proponuję temat, który może poruszyć (zbulwersować, rozśmieszyć - wszystko jedno) szersze grono Internautów.

Muzyka. Każdy niby orientuje się, o czym jest mowa, a jednak...

Na dobry początek pewne uwagi natury terminologicznej.

Należy odróżnić gatunek muzyczny od rodzaju hałasu. Nietrudno wskazać egzemplifikacje tej ostatniej kategorii. Jeżeli wiecie, czym jest młockarnia i jaki dźwięk emituje, odpowiedź stanie się jasna.

Należałoby również zróżniczkować czynność słuchania (percepcję fal dźwiękowych) od słuchania muzyki. W zasadzie muzyka nie wymaga słyszenia dźwięków. Słuchać muzykę to iść krakowskimi plantami na zajęcia i odtwarzać w umyśle Concerto Gregoriano Finale czy wyrafinowane kawałki J.S. Bacha. Rzecz jasna nie jest do tego potrzebna żadna empetrójka. (Jak coś mnie kiedyś przejedzie, będziecie znali prawdopodobną przyczynę.) Jest również możliwa sytuacja odwrotna - wyraźny i rejestrowalny przekaz dźwiękowy, połączony z brakiem odczytania przez jego odbiorcę przekazu muzycznego.

W pewnym sensie zapis nutowy utworu już jest muzyką. Witruoz patrzy na taką kartkę i już słyszy, jak to zabrzmi.

Oczywiście, nikt nie twierdzi, że muzyka jest lepsza od hałasu. Co jest lepsze a co gorsze to kwestia indywidualnych preferencji, o tych zaś nie rozmawia się wśród dżentelmenów ;)

***
Może uda się kontynuować ten cykl rozważań - do czego zachęcam - stąd w tytule umieściłem oznaczenie "cz. 1". Dla względnego uporządkowania bloga ewentualne posty "c.d." można oznaczać tą samą nazwą oraz kolejnymi numerami.

12 April 2010

o współpracy fenomenologii z nauką

Archiwalnie, Konferencja: Człowiek we Wszechświecie (12-14.12.2008), Jak fenomenologia może współpracować z nauką?


Nie wierzę jednak w żaden sztywny izolacjonizm: ani filozofii od nauk empirycznych, ani tych nauk od filozofii. Zakazy metodologów pod tym względem i tak zostaną przekroczone, a poza tym to właśnie przez łamanie dotychczasowych kanonów rodzą się nowe paradygmaty, czyli dokonuje się postęp w poznaniu świat [1].
M. Heller

Znany jest sceptycyzm zarówno naukowców, jak i metodologów wobec rozwijanego przez fenomenologię aparatu pojęciowego. Czy jednak dyskwalifikuje on fenomenologią jako partnera dla nauki? Czy o fenomenologii powinno się mówić jedynie w kontekście historycznym?

Czym jest metoda fenomenologiczna? Na czym polega jej specyfika oraz komplementarność wobec innych podejść? Kwestię tę rozjaśnia przykład percepcji wzrokowej podany przez S. Gallaghera oraz D. Zahaviego[2]: podmiot patrzy przez okno i widzi swój zaparkowany samochód. Psycholog eksperymentalny będzie próbował wskazać rozwiązanie przyczynowe oraz wyjaśnić jak działa wizualna percepcja, używając pojęcia retinalu, tłumacząc mechanizm wydzielania neurotransmiterów czy przekazywania bodźców wzrokowych do ośrodka mózgu. Funkcjonalista pokaże, jak mechanizmy poznania wykonują swoją pracę, jaki rodzaj informacji musi być dostarczony (kolor, odległość, kształt), by zachodził proces widzenia „swojego samochodu”. Fenomenolog będzie natomiast zaczynał od opisu samego doświadczenia, odpowiadając na pytania: jaka różnica jest między widzeniem samochodu w tej chwili a przypominaniem go sobie lub zwykłym wyobrażaniem, jaką strukturę ma proces widzenia, że dostarcza znaczącego doświadczenia świata.