w odniesieniu do: kilka slow o kobiecości, osobiście
Wszystko zaczęło się od pewnego wywiadu*, gdzie Agnieszka Graff operuje sformułowaniami: "odcieleśniony umysł" oraz "ciało do spożycia". Po lekturze posta (nie wywiadu) zgodziłam się zarówno z jego Autorką jak i komentatorem, ze jest to ujęcie w bardzo kartezjańskim stylu, jedynie siekiera została dodatkowo naostrzona feminizmem...
Czy byłoby ono jednak aż tak fatalne?
W pierwszym odruchu zapragnęłam obronić samego Kartezjusza, gdyż to jego cogito dało perspektywę dla mówienia: ja - mens, ja - człowiek wątpiący i sądzący, myślący racjonalnie. Bez względu na to, jak w historii filozofii niewygodny stał się dualizm res cogitans i res extensa, to jednak sama możliwość takiego przedstawienia -odcieleśnionego umysłu - otworzyła drogę dyskursowi o wartościach uniwersalnych, porzucając już na poziomie założeń ograniczenia płynące z istoty cielesności.
Stąd tez i moja weekendowa przygoda sentymentalna z Rene Descartes, jego Rozprawą o metodzie i Medytacjami o pierwszej filozofii (post poniżej).
Później sięgnęłam jednak do samego wywiadu z Agnieszką Graff. Moje zaskoczenie było spore, gdyż rozczytałam artykuł zupełnie inaczej i mimo, iż nie nazwałabym się feministką, zgadzam się z prezentowanym przez Graff stanowiskiem. Sprawa toczy się nie o Kartezjusza, a o nadużycia relacji władzy w środowisku pracy (w tym akademickim) oraz retoryczne wybiegi, które te relacje fundują i wzmacniają.
- Bo czy faktycznie nie mówimy o grze o prestiż, gdy do mężczyzny doktora ktoś zwraca się "Panie Doktorze", a do kobiety o tym samym stopniu naukowym "Pani Agnieszko"?
Kwestia komplementów jest w dużym stopniu warunkowana kulturowo. Ich stopień nieszkodliwości zmienia się jednak wraz z kontekstem w którym występują (a kontekst jest warunkowany środowiskowo). Komplementy z łatwością mogą się stać elementem gry językowej.
- Wygląda Pani dziś bardzo ładnie.
- Dziękuję, Pan tez ma piękną fryzurę.
Zadośćuczynienie zasadzie wzajemności czy może groteska?
A. Graff: Komentowanie cielesności mężczyzn nie mieści się w konwencji kulturowej, jest wulgarne, a ciało kobiet jest komentowane nieustannie. (...)
Kobiety zostały niedawno dopuszczone do przestrzeni publicznej, lepiej darować sobie komplementy. W sytuacjach prywatnych proszę bardzo, jak najwięcej.
Dziś ja osobiście oczekuję w sytuacji zawodowej komunikacji opartej na partnerstwie, a nie grach męsko-damskich, co oczywiście zobowiązuję obie strony. Sama przyznaję się do niejednej manipulacji: zasłaniania się sprawami prywatnymi w ramach gry we współczucie czy komplementowania w środowisku pracy.
Przestrzeń międzyludzkiej komunikacji wymaga rzeczowej dyskusji, racjonalnych argumentów - to zabezpiecza przed nadużyciami.
Czy takie podejście czyni ze mnie feministkę? Jeśli tak, to zdecydowanie nią jestem.
*Z Agnieszka Graff rozmawiał Piotr Pacewicz, Słuchaj! Nie gap mi się w dekolt, www.wysokieobcasy.pl
"Moje zaskoczenie było spore, gdyż rozczytałam artykuł zupełnie inaczej i mimo, iż nie nazwałabym się feministką, zgadzam się z prezentowanym przez Graff stanowiskiem. Sprawa toczy się nie o Kartezjusza, a o nadużycia relacji władzy w środowisku pracy"
ReplyDeleteJeśli rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że robiłam z dr Graff kartezjanistkę, to nie taki był mój cel - ja nawet 1/2 tego wywiadu nie przeczytałam, a posłużył mi on jedynie za inspirację do postawienia pytania o absolutyzowanie własnych preferencji itepede (nie pamiętam już do końca, o czym tam pisaliśmy).
"- Wygląda Pani dziś bardzo ładnie.
- Dziękuję, Pan tez ma piękną fryzurę"
To nie jest kwestia płci, a stanowiska. Jeśli mówił to jej promotor czy recenzent, to rzeczywiście niezręcznie byłoby odpowiedzieć w dany sposób. Natomiast spokojnie zdarza mi się komplementować wygląd moich kolegów - nie widzę problemu. Klasyczne robienie z igieł wideł :), moim zdaniem.
C.d. nastąpi, gdy temperatura spadnie o jakieś 10 stopni, bo chwilowo to mi się mózg ścina i to, że jestem czystym nierozciągłym myślącym podmiotem niewiele tu pomaga.
hm znalazłem ten blog przypadkiem ale pozwole sobie skomentować a właściwie potwierdzić spostrzezenia p Graff
ReplyDeletezwracanie się do kobiet po inieniu to niestety standard, przypomina mi się pewna konferencja (uczestnicy/czki ksiądz katolicki, redaktor gazety, filozof z tytułem dr, kulturoznawczyni z tytułem dr i reżyserka) przez calą dyskusje prowadzący zwracał się do kobiet po imieniu do facetów "po tytule" i jeszcze jak sie na początek okazało organizator ZAPOMNIAŁ przekazać zaproszonym kobietom materiałów dotyczących omawianego tematu
przykład przezemnie przytoczony jest już moze jakąs ekstremą ale jest on autentyczny i ledwie z przed roku
wg mnie doskonale ukazuje jak często kobiety są traktowane jako uroczy dodatek a nie ruwnoprawne uczestniczki dyskusji
Jeden przykład doskanale ukazuje częstotliwość...? Hm.
ReplyDelete