06 October 2010

Pytanie o "walkę z dopalaczami"

Zaczęło się bodaj w Częstochowie kilka tygodni temu, gdy okazało się, że lekarze jednego ze szpitalnych oddziałów ratunkowych nie zawiadomili Policji o tym, że na izbę przyjęć trafiło dwóch nastolatków zatrutych "dopalaczami". Lekarze nie widzieli problemu: "To przecież legalnie sprzedawany towar" - uzasadniali [zobacz cały artykuł tutaj]. No i rozpętało się piekło. Najistotniejszym problemem społecznym w Polsce stała się "sprawa dopalaczy".

Nasuwa się w związku z tym wiele interesujących pytań, z konieczności więc można tutaj pobieżnie rozważyć tylko niektóre z nich. A dokładnie jedno: Jakie jest uzasadnienie prowadzonej obecnie "walki z dopalaczami"?

Czy jest to walka ze zjawiskiem społecznym (swoją drogą marginalnym) polegającym na korzystaniu z tej formy "pobudzenia"? Oczywiście, że nie - wtenczas bowiem nie należałoby ścigać "króla dopalaczy", tak jak nie ściga się producentów tak samo legalnego alkoholu, lecz przemawiać do grona użytkowników tego typu środków.

Jest możliwa do przyjęcia druga opcja: walka z samym "królem dopalaczy". W pewnym sensie (a może nawet we właściwym sensie) demokracja zdaje tutaj egzamin: każda forma monopolu jest czymś niepożądanym. Obecnie nie toczy się więc żadna "walka z dopalaczami", lecz walka z monopolem na rynku "dopalaczy".

Kto zazdrości majątku "królowi dopalaczy"?

No comments:

Post a Comment