27 July 2010

Słów kilka o muzyce (cz. 1)

Tym razem nie będzie o męskości i gwałtach. Proponuję temat, który może poruszyć (zbulwersować, rozśmieszyć - wszystko jedno) szersze grono Internautów.

Muzyka. Każdy niby orientuje się, o czym jest mowa, a jednak...

Na dobry początek pewne uwagi natury terminologicznej.

Należy odróżnić gatunek muzyczny od rodzaju hałasu. Nietrudno wskazać egzemplifikacje tej ostatniej kategorii. Jeżeli wiecie, czym jest młockarnia i jaki dźwięk emituje, odpowiedź stanie się jasna.

Należałoby również zróżniczkować czynność słuchania (percepcję fal dźwiękowych) od słuchania muzyki. W zasadzie muzyka nie wymaga słyszenia dźwięków. Słuchać muzykę to iść krakowskimi plantami na zajęcia i odtwarzać w umyśle Concerto Gregoriano Finale czy wyrafinowane kawałki J.S. Bacha. Rzecz jasna nie jest do tego potrzebna żadna empetrójka. (Jak coś mnie kiedyś przejedzie, będziecie znali prawdopodobną przyczynę.) Jest również możliwa sytuacja odwrotna - wyraźny i rejestrowalny przekaz dźwiękowy, połączony z brakiem odczytania przez jego odbiorcę przekazu muzycznego.

W pewnym sensie zapis nutowy utworu już jest muzyką. Witruoz patrzy na taką kartkę i już słyszy, jak to zabrzmi.

Oczywiście, nikt nie twierdzi, że muzyka jest lepsza od hałasu. Co jest lepsze a co gorsze to kwestia indywidualnych preferencji, o tych zaś nie rozmawia się wśród dżentelmenów ;)

***
Może uda się kontynuować ten cykl rozważań - do czego zachęcam - stąd w tytule umieściłem oznaczenie "cz. 1". Dla względnego uporządkowania bloga ewentualne posty "c.d." można oznaczać tą samą nazwą oraz kolejnymi numerami.

7 comments:

  1. "W zasadzie muzyka nie wymaga słyszenia dźwięków.(...) W pewnym sensie zapis nutowy utworu już jest muzyką. Wirtuoz patrzy na taką kartkę i już słyszy, jak to zabrzmi".

    Zatem klasyczny problem, Mikołaju: czy jeśli ktoś nigdy nie słyszał, umie za to czytać nuty, bo gra na czymś - to czy można powiedzieć, że zna, dajmy na to, opery Mozarta?

    ReplyDelete
  2. ja w ogóle przyjmując postawę rasowego kognitywisty rozpoczęłabym temat "słuchania" od "słyszenia"...
    a wiec - pytanie jak wyżej

    ReplyDelete
  3. Ojojo, z tym zapisem muzycznym będącym muzyką to straszliwie europocentryczne. Ba, ma to (umiarkowany) sens tylko wobec (fragmentu) tak zwanej europejskiej muzyki poważnej.

    Przecież zapis nutowy jest skończenie adekwatnym odwzorowaniem muzyki. W istocie - europejska klasyka wydaje się być najpełniej przez niego opisywana tylko dzięki temu, że była kształtowana przez kompozytorów używających go do utrwalania swych dzieł. Ale nawet w tej muzyce wykonawca i jego interpretacja jest niezbywalnym elementem każdego wykonania - w tym sensie nie sadzę by o kimś kto tylko widział nuty można było powiedzieć, że zna daną muzykę.

    ReplyDelete
  4. "Ma to (umiarkowany) sens tylko wobec (fragmentu) tak zwanej europejskiej muzyki poważnej. Przecież zapis nutowy jest skończenie adekwatnym odwzorowaniem muzyki".

    Proszę zwrócić uwagę na to, że nie napisałem: "muzyka jest zapisem nutowym", lecz: "zapis nutowy jest muzyką". Nie widzę w tym stwierdzeniu niczego europocentrycznego, natomiast nie ma w tym chyba niczego złego, że podajemy przykłady ze "swojego podwórka", pamiętając o tym, że są to jedynie przykłady opisywanego zagadnienia.

    Zapis nutowy jest bowiem wtórny wobec dzieła, stanowiąc jego poza-akustyczne odzwierciedlenie. Zapis nutowy cokolwiek znaczy wyłącznie dla tego, kto umie go dekodować. Dlatego oczywiście pełna zgoda co do tego, że:

    "nie sadzę by o kimś kto tylko widział nuty można było powiedzieć, że zna daną muzykę".

    Tak samo jak o kimś, kto tylko widział arabskie znaczki nie można bez ryzyka powiedzieć, że wie, co ZA ICH POMOCĄ zostało napisane.

    "Wykonawca i jego interpretacja jest niezbywalnym elementem każdego wykonania"

    Sądzę, że interpretacja wszak wymaga znajomości tego, co ma być zinterpretowane, trudno bowiem uznać za interpretację utworu Bacha sytuację, w której dana osoba widząc niezrozumiałe dlań znaczki na pięciu kreskach w swej ekspresji "twórczej" zaczyna uderzać łyżką w rondelek, tudzież słysząc dany kawałek podpala fortepian itp. Nie nazwiemy tego zachowania "wykonaniem tego-a-tego utworu w interpretacji tej-a-tej osoby" z tej właśnie przyczyny, że ta-a-ta osoba nie miała zielonego pojęcia na temat DANEJ muzyki. To się nazywa happening, a nie interpretacja danego kawałka muzycznego.

    W tym kontekście powracamy go pytania: Czy muzyka byłaby czymś bardziej pierwotnym niż samo WYKONANIE utworu? Z drugiej strony - problem poruszony przez Zofię - czy osoba od urodzenia niesłysząca ma jakieś pojęcie o muzyce? A może to, co my - słyszący - nazywamy w sposób za wąski "muzyką" wynika z tego, że posiadamy zdolność słyszenia dźwięków?

    Jeżeli nawet przyjąć, że osoba od urodzenia niesłysząca NIE ZNA muzyki, to nie eliminuje nam to wszak problemów, o których tutaj dyskutujemy: istota muzyki, muzyka a zapis nutowy, muzyka a słyszenie dźwięków.

    ReplyDelete
  5. "Tak samo jak o kimś, kto tylko widział arabskie znaczki nie można bez ryzyka powiedzieć, że wie, co ZA ICH POMOCĄ zostało napisane.'

    Być może zostałem źle zrozumiany: zapis dzieło nie jest dziełem. Muzyka nierozerwalnie wiąże się z wykonaniem. Nawet europejska muzyka klasyczna.

    Chodzi mi o tradycyjne podejście traktujące muzykę jako zbiór idei, idei w platońskim, albo jeszcze lepiej popperowskim ujęciu - coś, czego istotę, w oderwaniu od aktu wykonania, można ująć w abstrakcyjnej formie zapisu (konkretnego dzieła).

    Prawdę mówiąc mi chodzi bardziej o techniczne aspekty muzyki, które co najwyżej w dalszym rzędzie mogą wpłynąć na jej filozoficzne postrzeganie.

    Pragnąłem zwrócić uwagę, że jakkolwiek opiszemy muzykę, jako punkt wyjścia musimy brać wykonanie - rzeczywisty akt kreacji muzycznego fenomenu. Myślę, że pozostając przy pewnej metaforze - każde wykonanie to jak gdyby egzemplarz "muzyki". Jeśli mówimy o jakimś dziele Bacha na przykład, to traktowanie tego dzieła (czyli, de facto zapisu nutowego) jako "rzeczy" będącej właściwym przykładem muzyki jest błędne. Ta rzecz to jedynie instrukcja - instrukcja dla wykonawcy dostarczająca mu punktu wyjścia do stworzenia właściwego muzycznego fenomenu - konkretnego wykonania.

    Co ważne, instrukcje jakie wytworzyły inne kultury, nie mające charakteru zapisu nutowego radykalnie zmieniają relacje między tym co w "dziele" ustalone a tym co podległe interpretacji wykonawcy.

    Gdy weźmiemy to pod uwagę siłą rzeczy musimy przyjąć, że próba mówienia o muzyce jako czymś co, przynajmniej w zasadzie może istnieć jedynie w postaci zapisu jest mocno chybiona.

    Niektóre poruszone problemy wydają mi się trywialne. Muzyka jest nie tylko odbieraniem fenomenów dźwiękowych, uformowanych podług konkretnej kompozycji - jest jakimś tam procesem poznawczym, analogicznym pewnie do percepcji języka i w tym sensie słuchanie dźwięków muzyki to nie to samo co słyszenie muzyki.

    To pozwala też inaczej zinterpretować zjawisko ujęte przez autora wpisu:

    "W zasadzie muzyka nie wymaga słyszenia dźwięków. Słuchać muzykę to iść krakowskimi plantami na zajęcia i odtwarzać w umyśle Concerto Gregoriano Finale czy wyrafinowane kawałki J.S. Bacha. Rzecz jasna nie jest do tego potrzebna żadna empetrójka."

    Autor (moim zdaniem) całkowicie tu się myli:

    -po pierwsze, jeśli tylko przypomina sobie zasłyszane wykonanie muzyki, to tak czy siak jest to coś zapośredniczonego przez rzeczywiste jej wykonanie, a nie sam zapis

    -po drugie: można sobie wyobrazić, ze ktoś znający nuty "odtwarza" sobie muzykę w głowie - ale w ten sposób jedynie tworzy z kolei wyobrażone własne wykonanie muzyki. W sensie dosłownym jest ono bezdźwiękowe, ale w wyobraźni wykorzystuje zapamiętane dźwięki instrumentów. Mało tego, dokonuje własnej interpretacji, przecież zapis nutowy nie niesie wszystkich informacji o tym jak dany utwór ma brzmieć. Tak czy inaczej, ktoś znający zapis nutowy ma dostęp do "martwego szkieletu", który staje się właściwą muzyka dopiero po zinterpretowaniu w akcie wykonania. Rzeczywistego, czy tylko wyobrażonego.

    ReplyDelete
  6. "Krajobraz jest stanem ducha".

    To zdanie H.F. Amiela ubrane w szaty poezji wydaje mi się tutaj na miejscu. Z muzyką jest całkiem podobnie. Żeby pomyśleć utwór muzyczny (czy po prostu przypomnieć sobie dźwięki instrumentów w określonej partyturze - jak chce mój Przedmówca) muszę być zaznajomiony z [tą] muzyką. A żeby się z nią zaznajomić, nie wystarczy wcześniej usłyszeć partyturę (słusznie wzmiankowany aspekt poznawczy, uznany przez adwersarza za trywialny). Co więc odpowiada za to, że konkretne dźwięki zostaną przez Iksa uznane za utwór muzyczny, przez Ygreka zaś za zaprzeczenie muzyki? Można odpowiedzieć: poznanie muzyki. Czy to stwierdzenie mówi nam cokolwiek o muzyce? To trywialne pytanie możemy pozostawić sobie bez odpowiedzi.

    Myśląc o zupie nie najem się. Zaś jedynie myśląc muzykę jestem dokładnie w takiej samej sytuacji, w jakiej znajduje się osoba słysząca muzykę pośród dźwięków.

    Jaka jest podstawowa informacja zawarta w zdaniu Amiela? To, co nazywamy "krajobrazem" jest operacją [poznawczą] konkretnego człowieka. Krajobraz ujawnia się jako stan [emocjonalny, psychiczny] człowieka, nie ma go natomiast w świecie. Widok warunkuje krajobraz, ale z tego właśnie wynika, że krajobraz NIE JEST widokiem. Jeżeli więc dźwięki warunkują muzykę, to ona nimi nie jest. Nie można więc zgodzić się ze zdaniem: "Muzyka jest nie tylko odbieraniem fenomenów dźwiękowych". Muzyka w ogóle nie jest odbieraniem dźwięku (mówienie "czym coś jest" rozumiem - przyjmijmy na potrzeby tych rozważań - jako kryterium pozwalające odróżnić jeden aspekt rzeczywistości od wszystkich innych).

    ReplyDelete
  7. Autor zignorował teorie estetyczne reprezentujące odmienny pogląd do poglądu mówiącego ,że "o gustach się nie dyskutuje".

    ReplyDelete