01 November 2011

EUTANAZJA, EGOCENTRYZM I SPOŁECZNY LETARG CZĘSTO IDĄ A PARZE

„Dying is not a crime”
Jack Kevorkian
Czasem mam wrażenie, że piszę o rzeczach tak jasnych i zwyczajnych, iż popełniam swoisty plagiat w stosunku do opinii społecznej czy też większości członków społeczeństwa (sapiens z definicji). Istnieje różnica. A jednak jest wiele kwestii i dylematów, które mimo zainteresowania i ciągłych debat, nie zostają rozwiązane. Jedną z nich, bardziej stabuizowaną, niż aborcja czy legalizacja narkotyków razem wzięte, jest eutanazja.
Problem jest nad wyraz złożony i już samo myślenie o nim powoduje ucisk w żołądku, szczególnie dla tych, dla których życie et sacrum. Dla mnie. Przez długi czas nie byłam w stanie pojąć, jak ktoś może chcieć się zabić. Do dziś zresztą myśli te mnie nie opuszczają. Nie byłam w stanie myśleć o lekarzach dokonujących eutanazji inaczej, jak o bezwzględnych i zimnych bożkach, którzy szafują ludzkim tętnem i oddechem. Dziś już tak nie twierdzę.
Jeśli popatrzymy na ludzi pragnących eutanazji przez pryzmat korzyści i strat, to możemy podzielić poszczególne płaszczyzny na dwie grupy. Osoby cierpiące, nieuleczalnie chore, umierające, które chcą dokonać eutanazji przynoszą korzyści z punktu widzenia choćby ekonomii, biologii, filozofii, straty zaś z punktu widzenia religii, medycyny etc. Schemat fajny, trochę nieludzki, ale czy regulacje, dogmaty, założenia ex cathedra zawsze stoją po stronie człowieka?
Jak bardzo człowiek chce tego, czego chce? Jak bardzo można ufać drugiemu, że wie, co robi, nawet jeśli wielokrotnie sprawdzono, iż jest świadomy i umysłowo zdrowy? Czy jako lekarz, będę sobie w stanie wybaczyć, spać spokojnie z myślą, ze wstrzyknąłem pacjentowi truciznę? 


Zawsze wydawało mi się, że akurat czynność, jaką jest pozbawianie kogoś życia, jest najmniej relatywną spośród wszystkich innych, o jakich dyskutuje współczesny świat. Że jest z gruntu zła. A jednak zabić w obronie koniecznej; zabić, aby ratować siebie; zabić, aby ulżyć w cierpieniu. Po cóż nam eufemizmy – analizujmy to używając dosadnych terminów.
Dlaczego eutanazja jest obiektywnie zła (na dzień dzisiejszy taką ocenę moralną otrzymuje bowiem z ust większości przewodników duchowych a i wielu przedstawicieli prawa)? Czy siła ludzkiego organizmu i chęć tego organizmu do walki o życie jest kompatybilna z progiem bólu, rozumem osoby i jej świadomością? Czy mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że każdy powinien być tak silny jak ja, kochać życie tak mocno jak ja, chcieć cierpieć tak jak ja, bać się potępienia (to akurat nie ja), walczyć tak zawzięcie jak ja? Czy perspektywa, z punktu widzenia której oceniamy eutanazję, nie ma ZASADNICZEGO wpływu na tę ocenę? Czy osoby („nie potrzebujące” eutanazji), które to rozumieją i z ogromnego szacunku dla jednostki ludzkiej dają jej szansę wyboru, stoją po ciemnej stronie mocy? Nie każde zabić znaczy ZABIĆ. Czasem znaczy pomóc.
Widok ludzkich zwłok i świadomość, że one już nigdy nie będą oddychać, nigdy nie wymówią słowa, wielu z nas wprawia w ogromny smutek i przygnębienie. Człowiek przywiązuje się do człowieka i każda ludzka strata tnie serce niemiłosiernie. A jak tnie widok skrępowanej, wijącej się z bólu osoby, bądź nawet osoby z pozoru nieruchomej (SM), która dusi się we własnym ciele? Zawsze płakałam podczas scen filmowych, na których pokazywano fizyczne bądź psychiczne cierpienie. Scena ukazująca zmarłego była również wzruszająca, ale symbolizowała ukojenie, spokój, koniec cierpienia. I ad extremum odwieczne pytanie: Chodzi o jakość czy o długość życia?
Człowiek nie potrafi się pozbyć tej odwiecznej chęci władzy, rządzenia innymi, posiadania wpływu i decydowania o przyszłości drugiego. Myślimy, że jesteśmy empatami, że chcemy dla drugiego dobrze, a tak naprawdę myślimy tylko o sobie. Akt eutanazji i nasz stosunek do niego jest najlepszym wskaźnikiem naszego egocentryzmu.
Kiedyś byłam świadkiem rozmowy mężczyzny i kobiety. On twierdził, że eutanazja jest świetnym rozwiązaniem, bo skraca cierpienie i mękę człowieka, jeśli „już nic nie można zrobić” (zawsze można, tylko czy będzie to dobre dla podmiotu?), a dodatkowo jest korzystna z ekonomicznego punktu widzenia. Kobieta oburzona odpowiedziała, że nigdy by się nie zgodziła na eutanazję dla swojej matki, która notabene zmarła kilka lat przed rozmową, gdyż samo trzymanie jej za rękę było dla rozmówczyni wielkim pocieszeniem i otuchą. Nieważne, że matka nie była przytomna, ważne że córka miała świadomość, że żyje. Czy miała jednak świadomość, że być może odczuwa straszny ból? Matka się nie obudziła. Dla córki niestety. A dla matki?
Nigdy przymus. Zawsze szacunek.
Więcej pytań niż wniosków. Czy jednak nie takie jest nasze życie? Na tyle złożone i skomplikowane, że nigdy nie możemy go kreować na podstawie algorytmów i schematów, a jedynie analizować i rozpatrywać jednostkowo, indywidualnie? Na tyle złożone jest życie, że jedyne, co możemy zrobić, to umożliwić wolny wybór. I zadbać, by był on respektowany.

patrycja.kniejska@onet.eu

No comments:

Post a Comment