W ramach komentarza do dyskusji:"Słaba", "silna" płeć? (Opole, Cafe Tequila, 26.04.12).
"Spotkanie z Malwiną Popiołek i Dominiką Hamerlą było kontynuacją dyskusji o mężczyznach i kobietach. Tym razem prelegentki pragnęły poddać pod dyskusję dwa różne spojrzenia na płeć. Dominika Hamerla skupiła się na biologicznych uwarunkowaniach związanych z płcią (ang. sex), a jej głównym tematem jest teoria mówiąca o zagrożeniu biologicznego istnienia płci męskiej. Z kolei Malwina Popiołek przedstawiła problem płci z punktu widzenia społecznych uwarunkowań (ang. gender), jak społeczne konsekwencje emancypacji kobiet, czy kondycja roli społecznej współczesnych mężczyzn, by na koniec zastanowić się nad tym, czy grozi nam matriarchat." (Źródło: https://www.facebook.com/events/198243473624919/)
M.N.: W mojej opinii nazywanie jednej płci słabą a drugiej silną, jest wspieraniem stereotypów, niekorzystnych w swych konsekwencjach społecznych zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Bycie płcią silną kojarzone jest z obowiązkami i ochronę płci słabej, zwolnionej w naturalny sposób z podobnych zobowiązań wobec płci silnej. Taki podział mógłby być uzasadniony, gdybyśmy mieli do czynienia z twardym, stałym podziałem ról (bez względu na to jaka rola byłaby przypisywana kobiecie, a jaka mężczyźnie). Obecnie model rodziny, lokalnej społeczności, społeczeństwa wydają się być w fazie przeobrażeń, szczególnie wobec faktu przyspieszenia procesów globalizacyjnych. Podział na silnych i słabych nie sprzyja konstruktywnej dyskusji, która winna być prowadzona przez równouprawnione strony. Dyskusja taka jest i będzie konieczna, byśmy mogli sprostać nadchodzącym wyzwaniom - tym o charakterze biologicznym oraz tym kulturowym.
Zapraszam do dyskusji.
Maja - super, że byłaś na spotkaniu. To, co napisałaś zostało zdaje się zawarte głównie w wypowiedziach Malwiny Popiołek oraz ukryte jest w pytajniku tak sformułowanego tematu :) Mieliśmy zresztą dyskusję przed wystąpieniem, dotyczącą tego, czy należy zostawić takie sformułowanie. Nie poszliśmy jednak za poprawnością polityczną z dwóch powodów. 1) Nie zostało wcale rozstrzygnięte, która płeć jest słaba, a które silna. 2) Namysłowi zostały poddane same kategorie "słaba" i "silna" w odniesieniu do obu płci. Podsumowując spotkanie można również powiedzieć, że nie jest wcale oczywistym, co oznacza sformułowanie "słaba" i "silna" płeć zarówno w aspekcie biologicznym, jak i kulturowym. Chcieliśmy zatem niestereotypowo podejść do zagadnień utrwalonych w stereotypowym myśleniu, a wszystko po to, aby zmusić do myślenia. Zgadzam się, że temat wymaga dalszych dyskusji. Mam nadzieję, że uda się nam je prowadzić dalej...
ReplyDeleteMaju, w pełni zgadzam się, że używanie pojęć "silna płeć" oraz "słaba płeć" jest wspieraniem stereotypów. Pokuszę się zatem o nieco kontrowersyjny wpis, aby pobudzić dyskusję.
ReplyDeleteWydaje mi się, że pojęcia tego typu nie są poprawnymi pojęciami filozoficznymi, a to z bardzo prozaicznego powodu - są wadliwie sformułowane. Brakuje bowiem specyfikacji cechy do której odnosi się siła (powinno być np. siła fizyczna, siła moralna, siła psychiczna, siła przebicia, siła dobieranych argumentów - oczywiście niektóre propozycje same w sobie są problematyczne filozoficznie). Dzięki tego typu wadliwym ujęciom mamy pojęcia, które dobrze nadają się do dyskusji w mediach i na lektoratach, kiedy chodzi o to, aby po prostu sobie porozmawiać. Natomiast dla filozofa są raczej utrapieniem i chyba nie służą żadnej konstruktywnej dyskusji (może poza wyjątkiem próby precyzacji znaczeń używanych stereotypowo pojęć).
Wadliwość pojęć typu "słaba płeć" i "silna płeć" jest nieunikniona i nie pomoże nasza dobra wola - nie da się rozstrzygnąć jak jest w rzeczywistości bo używamy wadliwych struktur językowych, które można "przykładać" do rzeczywistości na dowolny sposób i za każdym razem to samo z tego wynika. Problem o którym piszę stałby się z pewnością bardziej widoczny gdyby zamiast tych pojęć mówić o tym, że "kobiety są bardziej" a "mężczyźni są mniej" (albo vice versa - zresztą i tak nie ma żadnej różnicy). Jak więc sprostać intelektualnie czemukolwiek z takim narzędziem pojęciowym...? Po prostu nie wiem.
Wspomniane pojęcia nie mają więc według mnie filozoficznego charakteru - sądzę, że mogą mieć co najwyżej ideologiczne zastosowanie jako mało wyrafinowana "machine de guerre". Historia filozofii pokazuje, że takie użycia pojęć nie przynoszą chluby tej dziedzinie i prowadzić mogą do różnych nieszczęść... Zresztą prowadzą do argumentu siły zamiast siły argumentu. Nie darmo mottem intelektualistów było "plus ratio quam vis".
Jest jeszcze jeden problem we wspomnianych pojęciach, szczególnie mi bliski z powodu związków z filozofią nauki - używanie pojęć ogólnych odnoszących się do jakichkolwiek zbiorów potencjalnie nieskończonych obarczone jest znanym problemem indukcji. Nie bardzo wiem, jak uzasadnić prawomocność tego typu uogólnień, natomiast dość łatwo wskazać przypadki niezgodne z uogólnieniem (ach ten ciągle żywy Popper...).
A co do dyskusji - sam fakt podejmowania aktualnych pytań wydaje mi się bardzo ważny, ale czy nie warto by zastanowić się, co jest prawdziwym problemem filozoficznym? Może próba wyłowienia problemów filozoficznych kryjących się pod stereotypami? Wydaje mi się, że będzie to wartościowe. Może pojawią się jednak lepsze pomysły...
Filozoficzne pozdrowienia z Krakowa,
PP