Wybierając się na film Margarethe von Trotta Hannah Arendt, bardziej się obawiałam, niż odczuwałam ekscytację. Zastanawiałam się, jak kino może oddać postać kobiety filozofa czy - jak sama zwykła siebie nazywać - teoretyka polityki, której myśl jest tak intensywnie obecna we współczesnym dyskursie metapolitycznym. Arendt żywiła silne przekonanie o powtarzalności wydarzeń, a za jedyny sposób na uchronienie się przed błędami przeszłości, uważała krytyczne myślenie. Jej dziedzictwem jest więc ciągłe rozczytywanie pozostawionej przez nią filozofii we współczesnych kontekstach. I tak się dzieje. Arendt jest wciąż czytana, słuchana, a nawet oglądana (online dostępne są fragmenty wywiadów). Jak więc zastąpić jej twarz inną, jak odtworzyć charakterystycznie zachrypnięty głos? Chyba jedynie papieros w dłoni jako stały atrybut filozofki nie może budzić kontrowersji. Dodatkowo problematyka społecznej odpowiedzialności, roli jednostki, banalności zła, prawdy i polityki podana na sposób filozoficzny przy użyciu wypracowanego, ale i hermetycznego aparatu pojęciowego, nie wydaje się być bardzo "kinowa".