Czy warto blogować o filozofii? A jeśli
warto, to jak to robić? Literatura filozoficzna nie zajmuje w Polsce uprzywilejowanego
miejsca, a określenie „ale z Ciebie filozof” ma znaczenie raczej
pejoratywne. Choć z drugiej strony, nie jest też chyba tak najgorzej: Kołakowski wciąż czytany, Heller zapatrzony w niebo i Kosmos nagrodami uhonorowany,
Hartman – ostatnio również i eseista Polityki, głupich pytań się nie boi. A więc przynajmniej coś się publikuje i wydaje w wersji papierowej oraz na czytniki. Pewnie więc i czyta
się. Albo dokładniej – jak "niektórzy lubią poezję", tak niektórzy czytają o filozofii. Wśród tych znajdą się
tacy, co preferują lekkostrawną refleksję do porannej kawy i tacy, co odważnie sięgają po soczystych
klasyków. Filozofia ma więc różne twarze, a co za tym idzie i uprawiać ją można na co najmniej kilka sposobów: pisać teksty twórczo dyscyplinę tę rozwijające, popełniać eseje, czy popularyzować na wszelkie możliwe sposoby. Do czego nadałby się blog? Zaryzykuję odpowiedź va banque: do
wszystkiego. Jeśli tylko będzie narzędziem właściwie użytym.
Kolejne pytanie, którym zaczyna się doskonale, bo kontrowersyjnie i z przytupem: czym różniłoby się filozofowanie od nie-filozofowania? Podchwytliwe, bo zdania będą podzielone, a założone zostało implicite, że filozofia jakoś wyróżniać się musi. Mówić można o czyjejś filozofii jako pewnym światopoglądzie i o refleksji filozoficznej wpisanej w dzieła literackie czy kino, o filozofii popularnej (do której będą należały teksty klasyczne jak te Platona czy Marksa – co powtarzam za Hartmanem, którego ten pogląd podzielam) i filozofii akademickiej (tej powstającej w zaciszu uniwersyteckich katedr). I nigdy nie będzie zgody, czy powieści Sartre’a lub Gombrowicza to tylko literatura czy już trochę filozofia.
Kolejne pytanie, którym zaczyna się doskonale, bo kontrowersyjnie i z przytupem: czym różniłoby się filozofowanie od nie-filozofowania? Podchwytliwe, bo zdania będą podzielone, a założone zostało implicite, że filozofia jakoś wyróżniać się musi. Mówić można o czyjejś filozofii jako pewnym światopoglądzie i o refleksji filozoficznej wpisanej w dzieła literackie czy kino, o filozofii popularnej (do której będą należały teksty klasyczne jak te Platona czy Marksa – co powtarzam za Hartmanem, którego ten pogląd podzielam) i filozofii akademickiej (tej powstającej w zaciszu uniwersyteckich katedr). I nigdy nie będzie zgody, czy powieści Sartre’a lub Gombrowicza to tylko literatura czy już trochę filozofia.