17 December 2010

Problemy taksonoma

Zapowiadałam, że wrzucę tutaj mój referat z naszej przewspaniałej Kołowej konferencji (www.racjonalnoscboga.pl), ale ów efekt trzygodzinnych zmagań intelektualnych spotkał się z na tyle dobrym odbiorem kilku osób, na których zdaniu mi zależy, że ostatecznie postanowiłam sobie machnąć jakiś publikowalny artykuł na ten temat (o Dawkinsie i antyteizmie). Stąd zastępczo – filozofia biologii. O tym, co poniżej, obiecywałam sobie napisać tekst od ponad dwóch lat – dzisiejsza notka jest dowodem na to, że moja wiara umarła.
Opowiem o problemach związanych z taksonomią (wyróżnianiem gatunków organizmów i ich klasyfikowaniem). Jednym z podstawowych problemów filozoficznych jest pytanie o sposób istnienia uniwersaliów. Zagadnienie ma swój odpowiednik w filozofii biologii. Trywializując, można spytać: świat składa się z rzeczy (organizmów) jednostkowych, dlaczego więc poznajemy poprzez rodzaje i gatunki?
Kwestia klasyfikacji we współczesnej biologii dla dyletanta wydaje się dość prosta: szukamy takiego systemu, który uwzględniając różnorodność organizmów (genealogię, wielkość zmiany ewolucyjnej, plan budowy ciała, zachowanie, sposób osiągania postaci dorosłej, budowę komórki itd.), bierze pod uwagę wygodę badacza, tzn. ułatwia dostęp do informacji i jest względnie stabilny. Tam, gdzie nie sięga metoda biologiczna, rozpoczyna się filozofia: czy podział na gatunki realnie tkwi w organizmach, czy jest jedynie wytworem biologa? A może istniał w zamyśle Bożym? Słowem: czy taksonomia jest twórcza, czy odtwórcza?
Arystoteles wyróżniał gatunki ze względu na istotę. Choć dziś biologia mówi, że każdy gatunek nieustannie się zmienia, ewoluuje i skazany jest na wyginięcie, to jednak spory o to, co wyróżnia nie tylko gatunki, ale też wyższe taksony, przypominają problemy, z jakimi borykali się filozofowie od Platona aż po dzień dzisiejszy. Przykładowo, rozważania, które z czynników biologicznych uznać za istotne przy podziale na gatunki i ich grupowaniu, o ile nie wynikają jedynie z postulowanego pragmatyzmu, wskazują na prezałożenie stanowiska zbliżonego do umiarkowanego realizmu. Można jako przykład podać różnice zdań między klasyfikacją ewolucyjną, która opiera się na kryterium genealogii i stopniu podobieństwa, fenetyką numeryczną, uwzględniającą tylko podobieństwo, oraz systemem kladystycznym.
Jeśli taksonom chce postawić na pierwszym miejscu kryterium praktyczności systemu, a założyć można, że nie ma złej woli (celowo nie uwzględniając tego, co naprawdę istotne), oznacza to, że nie wierzy w istnienie gatunków „realnie”; taksony mają być jedynie szufladkami umożliwiającymi zaprowadzenie porządku. To stanowisko przypomina nominalizm, lecz niewątpliwie bardzo stonowany: nie jest tożsame z radykalnym stwierdzeniem Roscelina, że istnieją tylko byty jednostkowe. Owe szufladki stworzone zostały przez taksonoma – umiarkowanego nominalistę, ale jedynie ostrość ich zarysu może być uznawana za sztuczny wytwór. Wszak trudno ująć w sztywne ramy cały ogrom zróżnicowania ożywionego świata, stąd postawienie praktyczności na miejscu pierwszym, a dopiero na kolejnych – realnych czynników biologicznych. Jako przykład klasyfikacji będącej jedynie metodą identyfikacji, która nie potrzebuje założenia realnego istnienia gatunków, można podać klasyfikację „z góry w dół” czy też klasyfikację celowo specyficzną.
Prócz umiarkowanych realistów i nominalistów zarysowuje się jeszcze jedno stanowisko. Zacznę od końca: spór kreacjonistów z ewolucjonistami powraca co jakiś czas nie tylko do świata nauki, ale i do medialnego półświatka. Biblia mówi, że Bóg stworzył świat, rośliny, zwierzęta, a w końcu – człowieka. Choć sprzeczność niektórych fragmentów Pisma z logiką a także zdrowym rozsądkiem nakazuje traktować biblijne wyjaśnienia pozornie związane z naukami przyrodniczymi jedynie metaforycznie, nie dla wszystkich jest to jasne. Podobnie dziś każdy biolog wie, że gatunki nie są czymś stałym – powstają i giną. Arystoteles wymieniał ponad pięćset istniejących na stałe gatunków, Linneusz – dziesięć tysięcy. Choć z łatwością uznamy te twierdzenia za fałszywe, to jednak trudniej jest wykazać wierzącemu filozofowi biologii sensowność poczynań chociażby Noego – skoro taksonomia odzwierciedla obecny, w miarę stabilny, ale niewątpliwie zmieniający się stan rzeczy, po cóż biedny patriarcha starał się uratować po parce z każdego gatunku, skoro i tak skazane były na wyginięcie? A co jeszcze ważniejsze: jakiego kryterium użył do ich odróżnienia? Wszak była to klasyfikacja Boska. Skoro Noe nie znał się na biologii, nie wiedział nic o ewolucji, za to miał pewność, że Bóg istnieje, to dla wierzących w Boga Starego Testamentu taksonomów oznacza, że gatunki muszą istnieć realnie, trwale i niezmiennie – przynajmniej w umyśle Bożym. Mogą wówczas ewoluować i zmieniać się, ale ich istota – pojęcie – już na zawsze istnieje, w Bogu jako niezmiennym. Bóg przyłożył istniejące w Jego umyśle nazwy do istniejących wówczas organizmów i pogrupował je tak, by Noe mógł uratować po parze z każdego zbioru. Słowem, z historii Noego dla wierzącego taksonoma wynika, że gatunki istnieją jako niezmienne pojęcia w umyśle Bożym. To stanowisko określimy mianem konceptualizmu.
W kwestii klasyfikacji biologicznej z pewnością kryje się wiele innych wartych poruszenia problemów filozoficznych, m.in. problem potocznej intuicji jako kryterium poznania: większość ludzi (nienaukowców) wciąż dzieli świat przyrody ożywionej na zwierzęta, rośliny i mikroorganizmy – i trudno ten podział po prostu zlekceważyć, jako z gruntu nieprawidłowy. (Przypomina się chociażby problem ukwiału, który powszechnie wciąż uznawany jest za roślinę – tymczasem w podręcznikach do pedagogiki umiejętność poprawnego odróżniania roślin od zwierząt zaliczana jest do fundamentalnych; należy ją nabyć przed szóstym rokiem życia). Inna kwestia: czy należy uwzględniać tradycję? A z drugiej strony, czy dostęp do informacji może być priorytetem w tworzeniu systemu – z jakiej racji? Czy taksonomia pozwala zrozumieć różnorodność biologiczną, czy też ją zubaża? Jeśli klasyfikujemy świat ożywiony, musi to wiązać się również z problemem granic życia. Ponadto czy kryteria zrozumienia świata i łatwego dostępu do informacji są kompatybilne? Aby mogły zgodnie współistnieć, konieczne jest, aby świat był nie tylko matematyzowalny (poznawalny, możliwy do uporządkowania przez poznający podmiot), ale wręcz matematyczny. Czy biologia dąży do nieosiągalnego ideału? Może ktoś podejmie któryś z tych problemów w kolejnej notce.
Opracowując, wykorzystałam:
  1. Fedorowicz Zygmunt, Zarys historii zoologii, Warszawa 1962.
  2. Margulis Lynn, Symbiotyczna planeta, Warszawa 2000.
  3. Mayr Ernst, To jest biologia, Warszawa 2002.
  4. Seńko Władysław, Jak rozumieć filozofię średniowieczną, Kęty 2001.
  5. Solomon–Berg–Martin–Villee, Biologia, Warszawa 1996.

10 December 2010

Ein paar Bildern (Gedanken) zur Philosophie der Politik






Vielen Dank für die Authoren: Klaus, Lukasz, Angela, Alex (Sascha).